Skip to content

17 komentarzy

  1. O tym, dlaczego zaczęłam oszczędzać – poznaj moją historię
    1 lutego 2017 @ 19:39

    […] Wyczekane, kochane, ale z historią, która mnie przygniotła. Pewnie ją znasz? Jeżeli nie, to przypomnę, że mój syn urodził się z wylewem okołoporodowym i po roku dowiedziałam się, że ma też […]

    Reply

  2. Agnieszka
    14 kwietnia 2016 @ 08:10

    Uderzyłaś w sedno sprawy… powszechną znieczulicę na niepokój rodzicielki. Napisałabym brak słów ale nie mogłam powstrzymać fali „krytyki” (lekko powiedziane) wobec „specjalistów”. Ale od początku… ciąże miałam zagrożoną. W moim zaściankowym mieście poznałam 90% ginekologów z różnymi poglądami na moje schorzenie. Od radykalnych – proszę usunąć ciąże, po abstrakcyjnych jakoś to będzie – z mnóstwem niepotrzebnych drogich badań aby dofinansować gabinet lekarski. Trafiłam sama na specjalistę z powołania. Nie było łatwo, czułam się królikiem doświadczalnym… Ale mam piękną córeczkę, która walczyła dzielnie 32 tyg. aby uciec z brzuszka gdy zrobiło się dla niej niebezpiecznie:) Kolejne dni nerwówki i wyczekiwania kiedy będziemy w domku bez ciągłego gwaru, pikających kroplówek i ciągłego klucia strzykawką.
    Jesteśmy w domu….
    Cieszyłam się … no właśnie … nie było kiedy, jak i z czego. Dziecko płakało przeraźliwie, to nie był płacz głodnego dziecka, z powodu mokrej pieluchy czy potrzeby bycia z mamą. Nie mogła spać, jeść… Dwa miesiące żyliśmy jak jeden organizm. Ciągle miałam ją blisko siebie („kangurowałam”) dzień -noc, noc – dzień. Prosiłam lekarz, prosiłam specjalistów aby zwrócili uwagę na jej stan. Usłuszałam że to fanaberie matki!!!
    Ostatecznie nie mogłam znieść bólu, płaczu dziecka udałam się po pomoc do kolejnego lekarza – oczywiście prywatnie ;(. Szybka piłka w tym samym dniu USG. Oczy wszystkich wbite w ekran. Guzy 6cm w tak maleńkim ciele, wystające poza klatkę piersiową. Był czwartek, w piątek byliśmy już na onkologii w CZD w Warszawie. Świat z którym miałam do czynienia poprzez ekran telewizora dobił mnie kompletnie. Strach ogromy co będzie nas czekało, strach o dziecko gdy było na dwa razy stole operacyjnym. Ale dodam że pomógł nam to przejść pewien tatuś dziecka chorego na tak rzadką chorobę nowotworową że klasyfikuje się na 34 miejscu na liście w Polsce. Powiedział idźcie i zróbcie coś normalnego: np. wizyta u fryzjera, ogolić się lub po prostu zjeść obiad ze współmałżonkiem. Jest to jedyny czas na normalność, nie można zapominać o sobie o mężu/ żonie, dziecku i tak wtedy nie pomożemy. Zastosowaliśmy te rady, zregenerowaliśmy siły by być wsparciem dla naszego dziecka.
    Teraz jest zdrowa…. chodź komplikacje nadal są i nadal walczę z lekarzami…

    Reply

  3. Małgorzata Gołębska
    1 marca 2016 @ 16:50

    Sama jestem mamą chorego dziecka i wiem doskonale jak to wszystko wygląda. O swoich emocjach z tym związanych pisałam u siebie na blogu. Pozdrawiam Was i ściskam serdecznie :*

    Reply

  4. jedz z apetytem
    12 lutego 2016 @ 10:57

    Oj Elwirka, dzielni jestescie bardzo! Dobrze, ze o tym piszesz. To pomaga wielu, jestem o tym przekonana!

    Reply

  5. SuperStylerBlog
    12 lutego 2016 @ 10:32

    Takie tytuły artykułów zawsze mnie elektryzują. Sama nie wiem co bym zrobiła, skąd czerpałabym siłę. Pewnie dałabym radę. Ale już teraz czysto hipotetyzując towarzyszą mi właśnie takie emocje o jakich piszesz. Będąc w ciąży zastanawiałam się co by było gdybym na tym etapie dopwiedziała się, że noszę w sobie ciężko upośledzone dziecko. Do dziś nie wiem co bym zrobiła – jaką decyzję bym podjęła. Ktoś pomyśli: ” co z Ciebie za matka?” – prawda jest taka, że o cudzym brzuchu łatwo się decyduje o swoim własnym już nie. Ciebie Kochana podziwiam i uważam że w butach do nieba pojdziesz. Pamiętaj: Jesteś zwycięzcą 🙂

    Reply

    • Jak ona to robi
      12 lutego 2016 @ 21:50

      Dziękuję Ci za ciepłe słowa.
      Najgorsze jest w tym wszystkim to, że w pierwszej ciąży chodziłam do najlepszych lekarzy. Robiłam dodatkowe badania. I choroba wyszła po roku od narodzin syna. O! Druga ciąża była idealna, ale mimo wszytko chciałam mieć pewność, że dziecko będzie zdrowe, więc poddałam się amniopunkcji. Ile ja się wtedy nasłuchałam.. ” wyrodną matka” ” …ale w dupie, to miałam. Dla mnie najważniejsze było przeżyć 6 miesięcy ciąży w spokoju.
      Ludzie lubią być ekspertami i radzić innym jak mają żyć – od takich ludzi , najlepiej trzymać się z daleka.

      Tak, jestem zwycięzcą I choćby nie wiem co, „Nie dam się” 🙂

      Reply

      • Magda Dwa Plus Dwa
        1 marca 2016 @ 20:37

        U mnie druga ciąża była 'idealna’ poza wynikami badan prenatalnych (ryzyko ZD 1:22, przez mój wiek – wtedy 34- i zwiększoną przezierność karkową) i też, żeby wiedzieć na czym stoimy zrobiliśmy amnipunkcję. Wolałam wiedzieć i świadomie decydować co dalej, niż czekać do końca ciąży narażając siebie i dziecko na niewyobrażalny stres. Również musiałam się nasłuchać, że narażam ciążę, ale u nas ryzyko utraty ciąży przez amnio było i tak mniejsze, niż ryzyko choroby genetycznej. Na szczęście dla nas skończyło się na strachu. Pozdrawiam ciepło.

        Reply

  6. ugotowani.tv
    11 lutego 2016 @ 22:49

    Znam was, znam Wiko, ale nikt nigdy nie pozna tak naprawdę, z czym codziennie musicie się zmagać. Jako rodzina i każdy z osobna. Dla mnie jesteś wzorem ale to już wiesz.

    Reply

  7. Olomanolo.pl
    11 lutego 2016 @ 21:22

    Nie potrafię sobie wyobrazić takie sytuacji, więc nie napiszę wiele. To co słyszałam i przeczytałam robi z Ciebie i Twojego męża bohaterów. Jesteście fantastyczni i bardzo Was podziwiam. A Wiko to fantastyczny chłopiec, chciałabym go w końcu poznać.

    Reply

    • Jak ona to robi
      11 lutego 2016 @ 22:28

      Planujemy wybrać się do Centrum Naukowe Kopernika, więc na pewno się spotkamy 🙂

      Reply

      • Olomanolo.pl
        15 lutego 2016 @ 22:13

        Super, czekam na Was, z chęcią odwiedzimy Kopernika z Wami 🙂

        Reply

  8. Azana
    11 lutego 2016 @ 21:15

    bardzo mnie poruszył Twój tekst. Zastanawiające jest jak ludzie zachowują się w takich sytuacjach. Nie wyobrażam sobie, żeby się wtedy odwrócić. Jesteś chyba bardzo silną osóbką, mimo wszystko. Życzę Ci z całego serca wytrwałości, jeszcze więcej siły i ogromu cierpliwości. Trzymam za Was mocno kciuki, żeby Wam dobrze w życiu było.

    Reply

    • Jak ona to robi
      11 lutego 2016 @ 22:26

      Dziękuję pięknie.
      Ludzie nie wiedzą jak się zachować.Ogólnie inność, ludzi przeraża. 🙁
      Czy jestem silna? Nie wiem… wiem tylko tyle, że chcę, aby nasza rodzina była szczęśliwa.

      Reply

      • Azana
        12 lutego 2016 @ 11:06

        Szkoda, że tak jest. Nigdy nie zrozumiem, czemu ludzie tak się zamykają na siebie…

        Kiedy opisywałaś ten okres po porodzie, kiedy musiałaś zostać dużo dłużej to przypomniał mi się mój pobyt, który- w porównaniu do Ciebie, tylko ciut się wydłużył i wszystko było dobrze, ale pamiętam te uczucia, kiedy odliczałam godziny, żeby tylko wrócić do domu i te myśli, żeby tylko to jakoś przetrwać, że to już niedługo. Trudno to oddać słowami. W każdym razie, odnosząc się do swoich uczuć, wyobrażam sobie co Ty musiałaś przejść i dlatego, jak to wszystko przeżyłaś i dajesz radę, to musisz być naprawdę mega silna kobitka ! Życzę Ci z całego serducha, żebyście byli szczęśliwi!! Pozdrawiam

        Reply

  9. Olga Pietraszewska
    11 lutego 2016 @ 20:34

    Nie będę nawet próbować sobie wyobrazić, jak to jest i ile Ciebie oraz każdą inną mamę w podobnej sytuacji to kosztowało (i pewnie nadal kosztuje). Podziwiam Cię za odwagę, że napisałaś ten tekst, bo domyślam się, ile emocji musiało Ci przy tym towarzyszyć….

    Reply

    • Jak ona to robi
      11 lutego 2016 @ 22:32

      To prawda. Dużo mnie to kosztowało.Ale czasami chcę pokazać innym ludziom, że pomimo trudności trzeba walczyć o szczęście.

      Reply

      • Olga Pietraszewska
        11 lutego 2016 @ 22:50

        Dajesz piękny przykład. Jestem aktualnie w drugiej ciąży i mam świadomość tego, że wiele może się wydarzyć. Ty pokazujesz, że niezależnie od wszystkiego można się ogarnąć, żyć, cieszyć się tym życiem ze wszystkimi blaskami i cieniami, być szczęśliwą i dawać szczęście innym. Walczyć. I się nie poddawać. I bardzo mi się podoba to, co napisałaś już na koniec: „to nie kara, to szansa”. Pozdrawiam ciepło :*

        Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *