„I czym ty jesteś niby tak zmęczona, skoro siedzisz w domu”
Cokolwiek nie zrobi, kobieta zostanie surowo oceniona. Nie pracuje? Jest tylko obciążeniem dla państwa. Ma jedno dziecko? To za mało. Trójkę i więcej? Przecież to patologia. Pewnie z wpadki? Wybiera siedzenie w domu? Leniwa, wyłudza świadczenia. Pracuje? Pewnie zaniedbuje dziecko.
Takie rzeczy tylko u nas.
Tak łatwo przychodzi nam osądzanie osób, których nie znamy. Sama doświadczyłam tego, kiedy urodziłam pierwsze dziecko i zrezygnowałam z pracy. Od sześciu lat niezmiennie siedzę w domu. Przez pierwsze 3 lata liczyło się dla mnie tylko jedno – dziecko i jego zdrowie. Myślałam, że walka o zdrowie syna jest priorytetem, a praca i inne rzeczy pozostają na drugim miejscu. Często rezygnowałam z realizacji swoich celów i ambicji. Wiedziałam, że sobie to kiedyś odbiję. Ale nie. „Kiedy wracasz do pracy?” „Jeszcze nie pracujesz?”.
Słowa te pozornie wypowiadano z troską, jednak sarkazm w głosie był głęboko odczuwalny… No i siedziałam, rok, dwa, trzy lata i powiem Ci, że posiedziałabym jeszcze 10. Co to kogo obchodzi, skoro ja i mój mąż tak zdecydowaliśmy i ja nie czuję się z tym źle, a nawet, powiedziałabym, jestem szczęśliwa? Dlaczego Ty się o mnie martwisz?
Inna historia
Inna sytuacja. Moja koleżanka została w domu. Kiedyś lwica korporacji. Stawiała sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Siedziała w pracy od rana do wieczora. Bardzo trudno było wyciągnąć ją na drinka. Nigdy nie miała czasu, wyjeżdżała w delegacje, awansowała. No, ale, jak to bywa w życiu, przyszedł czas na „projekt” rodzina. Urodziła dziecko, a nawet trójkę. Szczęśliwa mama z trójką dzieci, która, pomimo totalnego wyczerpania, lubiła to swoje „kapciowate” życie.
„I zasiedziała się trochę w domu. Kwoka. Cześć, kuro domowa” – tak komentowali jej decyzję znajomi z pracy. A ona najzwyczajniej w świecie chciała nacieszyć się życiem z dziećmi, domem, gotowaniem. Nie narzeka, w końcu dzieci pozwalają jej codziennie robić coś zupełnie innego. Odkrywają nowe zakątki miasta, wspólnie gotują, rozmawiają. Są razem i to najważniejsze.
– Młodszy syn potrafi już czytać, a starsza zapowiada się na świetną kucharkę – opowiada z uśmiechem na ustach.
Bez nerwów robi im śniadanie, odprowadza do przedszkola. Ma mniej czasu dla siebie, ale za to nadrabia to wieczorami, oddając się swoim pasjom. Czyta notowania giełdowe, książki, wychodzi z koleżankami. Robi wszystko, żeby nie stracić swojej tożsamości… Ale nie żałuje nic a nic. Dopiero teraz czuje, że żyje.
Oddajemy całe swoje serce, nie biegniemy za innymi, za lepszym mieszkaniem, samochodem, który dawno przydałoby się zmienić. Chcemy cieszyć się macierzyństwem, chociaż są w nim takie momenty, że chciałoby się uciec na koniec świata! Mówi się, że nie wiemy nic o świecie. Bo co niby możemy wiedzieć, skoro przesiadujemy przez cały dzień w domu? Jak czyścić zastawę i znaleźć tanie buty na zimę?!
Ale można też inaczej
Są też kobiety, które nie lubią gotować, nudzi je dom. Wolą spędzać czas z dziećmi w muzeum, chodzić na wystawy zamiast na plac zabaw. Przebierają nogami i czekają aż dziecko w końcu dorośnie i skończą się rytuały, kąpiele, kaszki… W piątek myślą już o poniedziałku i organizują cały dzień pracy. I to nie jest tak, że nie kochają swoich dzieci, po prostu praca jest dla nich równie ważna.
I wszytko by było ok. Gdyby nie te nasze stereotypy. Kobieta, która pracuje i zajmuje się domem postrzegana jest jako zaradna i pracowita. Chwali się i ceni, że tak sprawnie potrafi łączyć dwie role. O kobietach niepracujących zawodowo mówi się z kolei, że „siedzą” w domu i nic nie robią… Bo przecież podłoga sama się myje, a kotlety schabowe same się smażą. Cały czas licytacja – kto ma lepiej, kto gorzej.
Nie ma jednego słusznego rozwiązania. Trudno zachować równowagę. Uważam, że jeśli uszanujemy decyzje tych kobiet, które chcą sie skupić na dzieciach, jak również tych, które chcą wrócić do pracy, będzie się rodziło więcej dzieci, a ludzie staną się szczęśliwsi.
Cienka
14 listopada 2016 @ 18:20
Najbardziej smutne jest to, że największe szpile wbijają sobie nawzajem kobiety czyi te które teoretycznie powinny rozumieć się najlepiej. Ja nigdy nie komentuje decyzji życiowych innych.
Niedoskonała Mama
10 listopada 2016 @ 19:52
Rozbawiła mnie sytuacja, w której musiałam wyjść na cały dzień i jechać autobusem, pospiesznie kupić gotowy obiad po całym dniu i spotykałam sąsiadów, którzy pytali, czy zmieniłam pracę (wiedzą, że pracuję w domu), a zatroskana ekspedientka ubolewała, że moje dzieciaki tyle w placówkach, skoro po 17 kupuję obiad, a potem po nie jadę. I myślę sobie, że tak jak teraz nikomu nie dogadzam, tak gdybym wybrała inne rozwiązanie, też na każdym kroku ktoś by oceniał i wzbudzał moje poczucie winy. Nie ma rozwiązania, w którym ktoś klepie po plecach, więc może nie warto na to czekać.
Ania Kalemba
10 listopada 2016 @ 10:06
No mnie też okropnie denerwuje, takie podejście. Dzieci nie mam ale też często pracuję zdalnie z domu a nikt tego nie traktuje poważnie. Chociaż coraz więcej ludzi działa w ten sposób więc mam nadzieję, że stereotypy się zmienią 🙂
S.
16 listopada 2016 @ 16:22
Praca zdalna to coś pięknego. Nie trzeba tracić czasu i pieniędzy na dojazd.
czytam, kiedy mogę
10 listopada 2016 @ 09:05
Świetny tekst
Kazda rodzina znajduje swój patent na szczęście i ten dla
Nich jest najlepszy Nie podoba mi sie to ocenianie i szufladkowanie To jest schizofreniczne – jesteś w domu – źle, bi to bez ambicji Pracujesz – zaniedbujesz dziecko i dom i chłopa Wszystko to trzeba olać i robić tj nam sie udaje i cieszyć sie każdym dniem i małymi radościami
Pozdrawiam ?
Elwira
14 listopada 2016 @ 10:20
Dziękuję. Wiem, że świata nie zmienię, ale wiem, że nie można żyć dla innych a trzeba żyć dla siebie 🙂
Pantofel w podróży
10 listopada 2016 @ 08:20
Te stereotypy są straszne…
Elwira
14 listopada 2016 @ 10:20
Niestety, lubimy się topić w stereotypach, a media dodatkowo nas tym karmią
Olga Pietraszewska
9 listopada 2016 @ 22:18
Ja bym wspomniała jeszcze o tych, które siedzą w domu z dziećmi i poza tym, że piorą, sprzątają, gotują i pół dnia spędzając na placu zabaw (czyli nic nie robią), jednocześnie w tym domu pracują. A gdy o tym wspomniają, widzą tylko pobłażliwe uśmiechy, bo przecież praca to jest w hucie, a nie w domu, prawda? 🙂
Elwira
14 listopada 2016 @ 10:23
Niestety tak jest, że praca jaką my wkładamy w wychowanie dzieci, dom jest niedoceniona. Dlatego zawsze ja odpowiadam, że mi taki stan pasuje czuje się szczęśliwa, mam bloga, rozwijam się i mam czas dla dzieci.:)
S.
16 listopada 2016 @ 15:51
No bo jak nie odbijasz karty w zakładzie o 6 rano i nie wypruwasz sobie żył to przecież nie pracujesz 😀
Renia Hanolajnen | Ronja
9 listopada 2016 @ 21:53
Zaliczyłam obydwa stany: wróciłam do pracy, kiedy starszy syn miał pół roku, przy czym początkowo pół na pół pracowałam w biurze i zdalnie. Teraz nie mam już takiej możliwości, więc ostro myślę co dalej, po macierzyńskim. W przypadku córki nie mogę liczyć na żłobek, babcię czy nianię, tylko na siebie 😉
Poznałam obydwie „strony barykady” i szanuję decyzje kobiet. Zmieniamy się my, nasza sytuacja życiowa, nasze priorytety, nie ma tu „jedynego słusznego” rozwiązania.