Dzieci pierdoły. Jak nie wychować nieporadnego dziecka?
Wychowujemy pokolenie pierdół. Pokolenie, które nie potrafi wbić gwoździa do ściany i które wzywa fachowca do zmiany żarówki. Młodzi mogą wszystko, ale nie potrafią załatwić sobie wizyty u lekarza czy porozmawiać z pracownikiem banku. Żyją optymistycznie i wierzą, że wszystko im się należy.
Historia nr 1
Widzę czasami takie dzieci, które mają po 5–6 lat, ale nie mają siły wstać z kanapy i pójść po wodę czy wyrzucić śmieci. „Mama ma więcej siły i zawsze poda mi picie lub kanapkę. Ona zrobi wszystko, żebym tylko zjadł. To po co się wysilać?”
Historia nr 2
Zabawki? „W końcu to ona chciała się bawić, a nie ja, więc skąd pomysł, że sam mam zbierać klocki? Nie dam rady!”
Historia nr 3
Sąsiad zanosi zakupy z auta do domu. Jest zawalony torbami z Lidla, a za nim idzie dziecko, które piszczy i ciągnie go za kurtkę. Dlaczego? Bo ono w tej chwili chce chrupka, a jeśli go nie dostanie, to grozi, że nie zje kolacji. Ojciec próbuje tłumaczyć, że mu ciężko z zakupami i że dziecko dostanie chrupka, gdy dojdą na górę. Wtem ryk, „bo ja chcę już”. Empatia? Współczucie? Nie ma w dziecku czegoś takiego. Za 10 lat na pewno nie poda ojcu ciepłej herbaty z miodem ani chusteczki, tylko powie, że ono samo potrzebuje teraz pomocy.
Wychowujemy egoistów na własne życzenie. Tłumaczenie, że nasze dziecko jest takie małe i ma jeszcze czas na obowiązki domowe, jest z dupy. Okej, zgodzę się, że 6-miesięczny maluch nie będzie zamiatał podłogi ani sprzątał swoich zabawek, ale taki dwulatek może po sobie sprzątnąć kilka klocków. Skoro potrafił wyrzucić na podłogę zabawki i przestawić krzesło, żeby tylko wejść na stół, to umie też pozbierać porozrzucane przedmioty!
Nasze dzieci znają tylko zakazy i nakazy, dlatego często postępują bezrefleksyjnie. Nie jest dane im testować ani przekonywać się na własnej skórze, gdzie są granice dobrej zabawy.
Wyręczanie
Karmienie dziecka, żeby tylko szybko zjadło, bo nie zdąży do przedszkola? „Jeśli nie zje śniadania, to czy coś się stanie?”, pytam koleżankę. „No jak to tak z pustym żołądkiem ma iść do przedszkola? Obiad jest dopiero w południe”.
Jeszcze nie widziałam dzieci, które umierały z głodu, więc jeżeli nie chcą jeść śniadania, to niech nie jedzą – najwyżej wyjdą z domu głodne. Pozwólcie im decydować i samodzielnie wyciągać konsekwencje (tutaj jest to poczucie głodu). U nas była już taka sytuacja, ale po dwóch razach chłopcy stwierdzili, że nie podoba im się bycie głodnymi. Teraz od razu po przebudzeniu siadają do stołu i jedzą śniadanie. Co jeszcze można zrobić? Ustawić zegarek albo minutnik – to też zdaje egzamin.
Jesteście zarobione, spełniacie wszystkie życzenia (wbrew pozorom tak jest, w końcu dla dzieci wszystko), lata lecą, a pracy domowej jakoś nie ubywa, tylko przybywa… Dzieci rosną, ich potrzeby również, a Wy nadal stoicie w tym samym punkcie co kilka lat temu?
Nie mówię, że łatwo zmotywować dziecko do sprzątania, bo tak nie jest. Niektóre dzieci lubią porządek, a innym jest to obojętne, zupełnie nie przeszkadza im bałagan. Wzbudzić motywację u dziecka także jest cholernie trudno, zwłaszcza u tych, które zawsze mają odpowiedź: „Zmęczyłem się, boli mnie głowa”. Czasami aż brakuje argumentów… Co ja piszę – brakuje sił! Jednak wiem, że trzeba się starać, np. ustalić wspólnie zasady: „W tym miejscu trzymamy autka i kiedy skończysz się nimi bawić, odłóż je na ich miejsce”.
Dlaczego nie chce sprzątać?
„Niedokładnie posprzątałeś! Jak ty sprzątasz, to w ogóle tego nie widać” – słyszałam takie teksty. No to po co dziecko ma sprzątać, skoro i tak jest źle? Zwłaszcza kiedy kilka dni później mama zacznie wycierać kurze na szafkach, bo ona robi to dokładniej… Dziecko pomyśli: „To o co jej chodzi z tymi prośbami, skoro sama wszystko robi?”. Po latach nauczy się, że rodzice pogadają, pogadają i tyle. W konsekwencji ono nic nie musi i żyje przez całe życie w przekonaniu, że wszystko jest mu podane na tacy.
Po co sprzątać? Dziecko w ten sposób uczy się:
- poczucia obowiązku,
- odpowiedzialności,
- empatii,
- wyrozumiałości,
- zasad,
- tego, że na wszystko trzeba zapracować
- i że życie to nie tylko przyjemności.
Nadmiar zabawek to problem
Gdyby w mojej szafie było dużo rzeczy… Chociaż czekajcie, nawet nie muszę sobie tego wyobrażać, bo jeszcze nie tak dawno trzymałam w szafie ciuchy z liceum (a nuż schudnę…). Wtedy zaglądanie do niej i jej sprzątanie powodowało u mnie alergię. Skoro więc frustruje mnie nadmiar rzeczy, to co się dziwić dziecku? Nie chcę jednak, żeby moje dzieci były „inwalidami”. Mają ręce i głowę i praktycznie od urodzenia są angażowanie do prac domowych, do sprzątania po sobie i innych rzeczy.
Nie będę Wam przypominać, że dzieci biorą przykład z nas. Wiecie przecież, że możecie im tłumaczyć i mówić, jak być powinno, ale jeśli same nie odkładacie swoich rzeczy na miejsce, chodzicie w brudnych ubraniach i macie tygodniami nieposłane łóżko w sypialni, którą zamykacie, gdy tylko przychodzą goście, żeby nie widzieli tego bałaganu, to założę się, że Wasze potomstwo będzie miało marną motywację. Nie czepiajcie się więc dzieci, jeśli same nie robicie chociaż tego niezbędnego minimum.
Nauka przez zabawę
Przykłady: wyścig (kto pierwszy, ten lepszy), wrzucanie zabawek (najpierw rodzic, później dziecko – z głośnym okrzykiem „bach!”), sprzątanie przy energicznej muzyce.
Konsekwencja
Niestety jednorazowe dopilnowanie dziecka, żeby posprzątało, to zdecydowanie za mało. Trzeba być konsekwentnym, choć wiem, że to czasami trudne. Płakanie, wymuszanie, proszenie, że jutro posprząta… A jutro będzie futro! Jest tu i teraz. Zawsze możecie pomóc, ale nigdy nie wyręczajcie dziecka i nie zmieniajcie reguł.
Akcja i reakcja
Dzieci lubią testować zabawki, np. moi chłopcy uwielbiają robić eksperymenty i patrzeć, jakie są skutki. Dokładnie wiem, które zabawki są bublami, a które są trwałe – moje dzieci to prawdziwi testerzy! Jednak zawsze im powtarzam, że jeśli zepsują zabawkę, nie dostaną następnej.
Nie dążę do ideału, nie musi być sterylnie. Chodzi mi o podstawy, które na pewno im nie zaszkodzą – wierzę wręcz, że tylko im pomogą w dorosłym życiu. Poza tam same dobrze wiecie, że nie da się mieć przy dzieciach perfekcyjnie wysprzątanego domu, bo to jak mycie zębów czekoladą 🙂 Nie oznacza to jednak, że mamy robić wszystko za członków naszej rodziny. Niech w przyszłości żyje nam się lżej! Tylko tyle lub aż tyle 😉 Buziaki!
Jeżeli podobał Ci się ten wpis, napisz mi o tym. To dla mnie najlepszy dowód uznania i motywacja do dalszej pracy. Jeżeli uważasz, że komuś może przydać się mój wpis, nie krępuj się – puść go dalej w świat:
Możesz obserwować mnie również:
Na Facebooku – jakonatorobi.pl
Na Instagramie – jakonatorobi.pl
Pipilotka
12 maja 2017 @ 20:51
Trafiłaś w samo sedno! Do dzisiaj pamiętam jak co sobotę całą trójka sprzątaliśmy swoje pokoje, a także jak uciekałam siostrze, bo była moja kolej na zmywanie, którego nienawidziłam :-). Niestety, kiedy jestem u moich uczniów i potrzebują czegoś z dołu, automatycznie wołają mamę. Oczywiście, od razu stawiam ich do pionu i idą sami, ale zapewne na tym się kończy. Smuci mnie fakt, że w tak młodym wieku dzieci traktują swoje mamy jak służące. Zwłaszcza chłopcy, którzy niestety nie będą mieli szacunku do kobiet w przyszłości :-(.
Ania Kalemba
11 maja 2017 @ 14:06
Po prostu uwielbiam Twoje podejście do macierzyństwa! 🙂 Taką Mamą właśnie będę!