To nieprawda, że dziecko musi zmienić życie kobiety
Oczywiście, kiedy zostałam mamą, wcale nie wiedziałam, o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego moje dziecko ciągle płacze. Zastosowałam tysiące metod na kolki, próbowałam zapobiec ulewaniu, nic nie pomagało. Wypróbowałam chyba wszystkie sposoby usypiania, rysowałam nawet diagramy i słuchałam wyciszających piosenek – nic, dziecko nadal nie spało!
Nie mówiąc już o tym, że zamiast tulić swoje dziecko w zaciszu domowym, przesiedziałam dwa miesiące po porodzie w mrocznym szpitalu, z okropnym personelem i kratami w oknach. Kiedy wspominam tamten czas, sama sobie współczuję. Wcześniej byłam bardzo pozytywie nastawiona do życia, mówiłam sobie: „Dam radę, jakoś to będzie”. Będziemy podróżować po świecie, dziecko to w końcu nie przeszkoda, nasz dom pozostanie domem otwartym… A skończyło się depresją poporodową i chorym dzieckiem.
Życie towarzyskie ucierpiało, nie przyjmowałam nikogo w domu, bo po odwiedzinach synek był jeszcze bardziej pobudzony i niespokojny, co później odbijało się na naszym zdrowiu psychicznym. Chciałam uciec, cofnąć czas, wypisać się z roli mamy… Chciałam żyć pełniej – nie mogłam.
Drugie dziecko. Poezja! Książkowe i słodkie, jak z reklamy. Spało, jadło, kompletnie bez żadnych problemów. Gdybym nie doświadczyła tego stanu, nie uwierzyłabym żadnej matce, która twierdzi, że „dzieci nie męczą”.
Macierzyństwo zmienia
Tak sobie myślę, że czasami nie chodzi o to, czy rzeczywiście nie da się z dzieckiem prowadzić normalnego życia, czy wszystko się zmienia. Czasem po prostu nie doświadczamy pewnych rzeczy. Widocznie życie i sytuacja nie męczy nas na tyle, żeby dotarło do nas, że można czuć się zmęczonym, przygnębionym, nie wiedzieć, co to znaczy wypić w spokoju ciepłą kawę… Gdyby to moje pierwsze dziecko było bezproblemowe i gdybym dowiedziała się, że moja koleżanka całymi nocami nie śpi, że zmaga się z kolkami i bez przerwy siedzi w domu – pewnie bym nie uwierzyła.
ALE
Dziecko nie przekreśla naszych marzeń. Można, będąc rodzicem, mieć barwne życie, wychodzić… Można, ale czasami trzeba poczekać na właściwy moment.
„Musisz pożegnać się z seksowną bielizną i ołówkową spódnicą. Najlepiej zaopatrzyć się w wygodne T-shirty i legginsy”
Nie chcę być sprowadzana wyłącznie do roli matki, która w dodatku chodzi w kółko w brudnym T-shircie. Owszem, zdarza mi się spędzać dzień z jajkiem na głowie i w wyciągniętej koszuli, ale tak było również wtedy, kiedy nie miałam dzieci. Byłam sama, a i tak często po pracy najzwyczajniej nie chciało mi się zadbać o siebie. To nie dzieci zmieniają nasz świat, to my go zmieniamy.
Lubię mieć na sobie czyste rzeczy, lubię mieć pomalowane paznokcie, Lubię czytać przed zaśnięciem, choć tak naprawdę nie mam na to siły i zwykle kończę po 2-3 stronach (zawsze coś). A dresy i wygodne koszulki? :Lubiłam je, zanim jeszcze zostałam mamą. Ołówkową spódnicę zamieniłam na luźną z dzianiny (jest znacznie wygodniejsza), a szpilki na New Balance’y ;).
„Będą Cię interesowały tyko nowinki, blogi i serwisy parentingowe.”
No dobrze, nie powiem, że tak nie jest. Lubię wchodzić na blogi i fora internetowe. Zwłaszcza, kiedy moja rodzina jest daleko, a koleżanki pracują po naście godzin i nie mam z kim pogadać – wtedy fora dla kobiet to prawdziwe zbawienie. Ale błagam, dlaczego nie mam odetchnąć i obejrzeć wiadomości, przejrzeć najnowszych trendów, poczytać o zdrowym odżywianiu?
Zapominamy o tym, że dziecko ma tatę, a my – męża.I że, tak jak wszyscy, potrzebujemy odpoczynku, czy pracujemy w domu, czy za biurkiem.
Teksty, które mają zniechęcać do macierzyństwa, budują w nas przekonanie, że mamy być niezaradne, musimy się poświęcać w 100%, nie dając sobie przestrzeni, a mężczyzna to tylko asystent, który wraca po zmroku i widzi dziecko tylko wieczorami.
Nie jest idealnie i nie będzie… Wszystko wymaga czasu, dobrze to wiem. Ale, cholera, matka to coś więcej niż męczennica, która siedzi w garach, a interesuje się wyłącznie tym, czy na podwórko założyć dziecku pod spodnie rajstopy, czy legginsy. To nasze „drugie życie” trzeba czasem zmienić i dostosować, a czasem się zmusić i nauczyć egoizmu. Tak, właśnie tak.
Dziecko nie jest przeszkodą. Nie wierzę w brak czasu, wierzę natomiast w zmęczenie, które Ci towarzyszy, gdy nie masz siły na zorganizowanie wycieczki na basen, spacer, oglądanie filmów… A może wariujesz na punkcie idealnego porządku? W mieszkaniu i w życiu?
Na macierzyńskim
13 stycznia 2017 @ 13:58
A widzisz, ja na przykład jestem typem, który tak zasiedział się w domu, że kiedy wychodzę do ludzi- boję się z nimi rozmawiać. Myślę, że nie dlatego, że nie mam nic mądrego do powiedzenia (może od czasu do czasu palnę coś głupiego, ale bez przesady…), a dlatego, że zaczęłam się ich bać. Lekko zdziczałam. Mąż od rana do nocy w pracy, moi rodzice również. Każdy ma swoje życie i kiedy wszystko (czyt. dom i dzieci) zaczyna spoczywać na kobiecych barkach naprawdę można, po pierwsze- być zmęczonym, po drugie- być sfrustrowanym. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka tego po mnie nie widać. Ale! Z drugiej strony wielu rzeczy przy moich dzieciach się nauczyłam. Coś za coś.
Zdjęcia przepiękne!!!!!! Jak zawsze zresztą. 🙂
Agafia
4 stycznia 2017 @ 21:43
Choć od jakiegoś czasu śledzę Twoje konto na Instagramie to na blogu jestem chyba po raz pierwszy. I na pewno nie ostatni, ponieważ ten post bardzo zgadza się z moimi przekonaniami. Sama zresztą napisałam z miesiąc temu podobny – że dziecko nie zmienia życia. Pewnie, są trudniejsze dni, ale były też w życiu bez dziecka. dres, nieświeże włosy, starty lakier na paznokciach – to samo miałam, kiedy nie było Kuby. Jak dla mnie dziecko daje mega kopa i prowadzi do lepszego zorganizowania.
Agnieszka Kudela
3 stycznia 2017 @ 20:10
Pamiętam jak planowałam pierwszą ciążę to miałam wielkie plany na to swoje macierzyństwo.
Praca do samego porodu, w biurze po 10h dziennie.
Później do biura z dzieckiem pod pachą (takie słodkie Maleństwo śpiące w kącie biura, nad którym rozczulają się wszyscy koledzy). Na wakacje z dzieckiem w walizce, oczami wyobraźni mój Maluch był duszą towarzystwa zawsze gotową na szaleństwa z rodzicami. Wydawało mi się, że nasz życie będzie takie samo, tylko zamiast we dwoje będziemy we troje. No dobra, widziałam tam też nieco więcej prania i mniej snu.
Niewyobrażalnym zaskoczeniem była dla mnie już trudna ciąża i właściwie wtedy zrozumiałam, że właśnie oddałam swoje życie komuś innemu. Zdania nie zmieniłam do dziś. Choć stawiam także na samorealizację i pamiętam o sobie, moje życie w ogromnej części należy do kogoś innego. Ale nie zamieniłabym go na żadne inne.
Ania Kalemba
21 grudnia 2016 @ 18:13
Mamą nie jestem ale pochłaniam Twoje posty o macierzyństwie jak wariatka! Lubię bardzo 🙂
Magda | Skrytka na kulturę
21 grudnia 2016 @ 07:33
<3 <3 <3 tak bardzo się zgadzam <3 A od siebie jeszcze dodam – macierzyństwo (dobra: rodzicielstwo, ojciec też człowiek 😉 ) niesamowicie rozwija i to tak całościowo 🙂