Mamy nie biorą zwolnienia
Wstałam z ogromnym bólem głowy, cały czas przechodziły mnie dreszcze. Wiedziałam, że tak złe samopoczucie oznacza jedno ‒ chorobę, która niepotrzebnie wprosiła się do mojego domu. „Akurat w momencie, kiedy miałam jechać na szkolenie?!“ – pytałam samą siebie. Dzieci przeziębione, maż w pracy. Zastanawiałam się, jak przeżyć cały dzień, skoro wyjście spod kołdry to dla mnie taki wyczyn, jak wejście na Mount Everest.
– Kochanie ja zostanę w domu ‒ oznajmił mój mąż. ‒ Połóż się, a ja się wszystkim zajmę. A ty leż i odpoczywaj.
Kochany jest, prawda? No i jak powiedział, tak zrobił. Zajął się dziećmi, wyszedł na spacer, usmażył pyszne placki z jabłkami, które wypełniły mój wygłodzony żołądek (swoją drogą ‒ całkiem dobrze gotuje, dlaczego częściej nie ujawnia swoich telnetów kulinarnych?). Mało tego – posprzątał dom. A w międzyczasie przynosił mi gorącą herbatę z cytryną i z wielką czułością sprawdzał moje samopoczucie.
Cudowny obrazek. Prawda? Jednak z żalem muszę przyznać, że tym razem nieprawdziwy.
Jak było?
Mąż akurat nie mógł wziąć wolnego. Na babcie czy ciotki nie mogłam liczyć. Mało tego, Wik był przeziębiony, więc został ze mną w domu, a jak chory, to nie sposób się z nim dogadać (muchy w nosie). Jakby tego było mało – do grona maruderów dołączył Adaś, który cierpiał z powodu ząbkowania i jednym możliwym pocieszeniem były ręce mamy. W tych wszystkich niesprzyjających okolicznościach, pozostawiona na pastwę losu, zostałam ja. Z 39 stopniową gorączką gotująca obiad i zmieniająca pieluchy.
Dla moich dzieci to, że „mama się źle czuje” i „musi leżeć w łóżku“ jest czymś abstrakcyjnym. Jak dotknięcie ręką księżyca (nie wiem czy to dobre porównanie). Owszem, moje dzieci mają zdolność empatii, ale krótkoterminową. Dokładniej ‒ włącza im się ona na 5 minut, po których znowu słyszę: „mamo, siusiu!” „mamo, jeść”, „mamo, pobaw się ze mną“.
Pewnie ta sytuacja ‒ droga Mamo ‒ nie jest ci obca. Ile razy musiałaś zmagać się z chorobą i „ogarnianiem” całego domu? Ile razy mówiłaś, że jest ci źle, czujesz się podle i nie masz dzisiaj siły na zajmowaniem się domem, dziećmi… sobą. Ale nie masz urlopu. Bo, jak mówi slogan z pewnej reklamy: „Mamy nie chorują”. Tego typu reklama jest krzywdząca dla nas ‒ kobiet i pokazuje, w jaki sposób jesteśmy odbierane przez społeczeństwo – mama ‒ siłaczka. Da radę!.
Nie możesz chorować, brać zwolnienia. Masz być zaprogramowana jak robot, który pozbawiany jest jakikolwiek odczuć i słabszych momentów. Nawet podczas porodu, kiedy mówisz, że cię boli. Kiedy dzielisz się swoim przeczuciem, że cała akcja porodowa skończy się źle. Pielęgniarki zazwyczaj to ignorują, co powoduje, że czujesz się odarta z godności. Smutne jest to, że często największe trudności ze zrozumieniem kobiety mają inne kobiety…
Inaczej odbierani są mężczyźni. Oni mogą, mają prawo chorować. Powtarza się, że „mężczyźni w trakcie choroby są jak dzieci”. Tłumaczy się, a raczej usprawiedliwia ich pieszczenie się ze sobą, bo samiec alfa nie choruje, tylko walczy o przeżycie :). My, jako dobre partnerki/żony, dajemy im prawo do „wychorowania się”. Przejmujemy wszystkie obowiązki, rezygnujesz ze spotkań, tłumacząc: „Mój stary jest chory”, a w odpowiedzi widzisz ironiczny uśmiech i słyszysz rozumiejące: „Aaa wiem, współczuję”.
Wydaje mi się, że nadal króluje obraz Matki-Siłaczki, która wszystko udźwignie i wszystkiemu podoła. I zapewne tak jest, tylko czasami nawet najlepszemu bohaterowi potrzebna jest przerwa. Prawda?
Małgorzata Kaczmarczyk
4 maja 2015 @ 20:01
Prawda, jako jeszcze-nie-mama podpisuję się pod tym całkowicie. Sama obserwuję swoją mamę i powiem szczerze, że czasami (dobra, częściej niż czasami) otwieram buzię ze zdziwienia i zastanawiam się: to ciągle jest jedna osoba, czy już trzy w jednym ciele?
Kasia, HaloMisiu
1 maja 2015 @ 19:40
Złapałam poważniejsze przeziębienie tylko raz (jak do tej pory), kiedy mój synek miał 6 miesięcy i też się rozchorował… Mąż w pracy, a ja myślałam, że zejdę. Człowiek myśli tylko o tym, żeby się zakopać pod warstwami kołder i przespać dzień. Ale niemowlak nie wybacza, szczególnie, kiedy ma katar. A mój model jest taki, że przeziębień nie przesypia, jak to zwykli ludzie mają w zwyczaju 🙂
Jak ona to robi
3 maja 2015 @ 11:26
Nie wiem jak u Ciebie, ale jak choruję czas płynie strasznie wolno 😉 Zwłaszcza, kiedy czekam na wsparcie ze strony męża. 😉
Magda (lifebymada.pl)
29 kwietnia 2015 @ 13:44
Mam takie wrażanie, że czasem chyba same chcemy być takimi matkami siłaczkami, ale potem możemy mieć problem, bo otoczenie to zaakceptuje i nie widzi już w tym problemu, a my powoli możemy zacząć się wypalać. A ten opis z początku wpisu- oj tak, właśnie tak zawsze powinno być, życie byłoby piękne hehe:)
Jak ona to robi
3 maja 2015 @ 11:28
Taką możliwość chorowania, życzę każdej mamie. Pięknie by było- prawda?
Magda (lifebymada.pl)
6 maja 2015 @ 13:10
Oj tak :D:D
ohdeer_blog
27 kwietnia 2015 @ 20:45
Ja na szczęście jeszcze nie chorowałam odkąd pojawiła się Milla, ale też nie mamy Dziadków w pobliżu, więc pewnie będzie ciężko… Najwyżej wezmę Vicks i będzie po kłopocie:) A Ty zdrowiej!
Jak ona to robi
3 maja 2015 @ 11:30
Najlepszy sposób na chorowanie, to łóżko i imbir. Polecam 🙂
Ja w tym roku cały czas jestem przeziębiona ;/ Starszy przynosi różne choroby z przedszkola i później cała rodzina choruje.
ohdeer_blog
3 maja 2015 @ 11:45
Imbir to był mój przyjaciel podczas calutkiej ciąży, najpierw dobry na mdłości, a potem na przeziębienia. Kurde, wiesz z czego sobie właśnie zdałam sprawę? Odkąd dowiedziałam się, że jestem w ciąży (prawie 2 lata temu) nie miałam w ustach ŻADNYCH lekarstw! Żadnej tabletki przeciwbólowej ani specyfików na przeziębienie…czyli jednak można:) Pozdrawiam!
Jak ona to robi
3 maja 2015 @ 11:51
Pewnie, że można. W tym roku zrobiłam Wikowi kurację odpornościową, to zdecydowanie mniej chorował – w przeciwieństwie, do mamy…Starość? 😉
Justyna Rolka
23 kwietnia 2015 @ 16:48
Piszę właśnie post dotyczący faceta w chorobie;) Dużo zdrówka życzę;)
Jak ona to robi
3 maja 2015 @ 11:30
Dziękuję. Chętnie przeczytam 🙂
Kusterkowa
23 kwietnia 2015 @ 09:10
Tak, mężczyzna na większe prawo do chorowania, ale to jest nasza kobiet wina. 🙂 Sama przyłapuję się na tym, że jak męża boli gardło to każę mu się wygrzać, wypić herbatkę i w ogóle obchodzę się z nim, jak z dzieckiem. Kiedy ja mam gorączkę – bagatelizuję to i pracuję dalej, bo po co się nad sobą użalać? Jeżeli sama nie doceniam własnej choroby, nie zrobi tego otoczenie. 😉
Życzę powrotu do zdrowia i grzecznych maluchów :*
Jak ona to robi
23 kwietnia 2015 @ 10:20
Mam podobnie 😉
jedz z apetytem
23 kwietnia 2015 @ 09:06
Jak to sie mowi…. Matka Polka! Zdrowka zycze!
Jak ona to robi
23 kwietnia 2015 @ 10:24
Dziękuję. Mam nadzieję, że to już koniec chorowania 🙂
Małe codzienności
23 kwietnia 2015 @ 05:54
Jak ja to rozumiem…. Myślę, że to nie kwestia bycia matką siłaczką. Tak się nam potoczył los, że jesteśmy same. A rodzina nie zawsze może przybyć wtedy kiedy oczekujemy bo każdy ma swoją pracę i życie.
Jak ona to robi
23 kwietnia 2015 @ 10:25
Zdążyłam się przyzwyczaić, że nie mogę liczyć na babcie – mieszkają daleko. Nie ma co się poddawać. Prawda?
Monika Mo
22 kwietnia 2015 @ 22:41
Ojej, jak ja strasznie nie lubię tych oczekiwań, że będę matką-siłaczką. Często nie mam już siły, mam dość, czasem jestem chora, przemęczona, źle się czuję i wtedy zewsząd słyszę: no wiesz, jesteś mamą, więc nie przysługuje Ci od tego wolne. Zawsze w pracy ludzie pytali czemu przychodzę chora. Odpowiadałam szczerze, że w domu miałabym poligon i nigdy bym nie wyzdrowiała. W pracy kawa, fejs, ciepły sweter i wygodne krzesło… Żyć, nie umierać.