Nie kastruj dzieciństwa swojego dziecka
Pamiętacie jak wyglądało wasze dzieciństwo? Czas spędzony na podwórku? Ja tak. Bardzo dokładnie. Na samą myśl o tym czuję gorące lato i zapach rozgrzanego słońcem piasku… Wspominam krótkie spodenki i włosy poplątane od wiatru, przypominam sobie, jak moczyłam patyki w kałuży… Chwile spędzone przy trzepaku wraz z Asią i Alą, były to momenty, na które czekałam całymi dniami z wielką niecierpliwością. Rozkładałyśmy przy trzepaku koce, lalki i wszystkie osiedlowe „funfele” przesiadywały tak na „kawie” i piaskowej babce.
Chłopcy też do nas przychodzili. Wtedy my, jako panie domu/osiedla, opatrywałyśmy ich rany, które zdobyli jeżdżąc na rowerze i wycierałyśmy im pot z czoła w trakcie zabawy w podchody. Mogłoby się wydawać, że my ‒ damy piaskownicy, nie wychodziłyśmy poza nasz rewir. O nie! Należałam do osób ostrożnych, ale zdarzało się chodzenie po płotach, wchodzenie po drzewach, co budziło strach mojej mamy. Zawsze wracałam czysta – jak dama to dama – ale mega szczęśliwa. Chciałam więcej, a endorfiny nie opuszczały mnie ani na chwilę. Nawet Ewa tak na mnie nie działa!
Wspominam te czasy i łezka kręci mi się oku. Po pierwsze ‒ to te wspomnienia, które pozostają wiecznie żywe. Po drugie ‒ uświadamiają mi, jaka jestem stara. Po trzecie… Kurczę, chciałabym, żeby moje dzieci choć trochę poczuły, jak może wyglądać beztroskie dzieciństwo bez monitorowanych osiedli, nowoczesnych placów zabaw i wiszących nad dzieckiem rodziców, którzy wyśpiewują ciągle „NO NO!”, na melodię hitu z lat dziewięćdziesiątych.
Możesz się bawić, ale się nie pobrudź, nie przewróć, nie schowaj, nie wchodź…
Mam dwoje różnych dzieci. Pierwsze ‒ chore. Dysfunkcje przeszkadzają mu w pokonywaniu przeszkód ‒ ma problem z wchodzeniem po drabinkach, schodach oraz bieganiem (choć tu zrobił ostatnio fantastyczne postępy!)
Drugi, młodszy ‒ zdrowy – pobudza mnie jak Red Bull. Ma zaledwie rok, niczego się nie boi, wszędzie musi wejść… A ja od jego pomysłów wkrótce będę siwa.
Jedno jest pewne ‒ każdego, kto ma dwóch synów, zachęcam, żeby pozwolił im się brudzić, tarzać, doświadczać i próbować. Żeby motywował. Nieważne jak, nieważne czy się uda. Ważne, że spróbują.
Wiko, mimo swych trudności, bardzo by chciał zrobić wiele rzezy, choć nie zawsze może. Nie chcę, go ograniczać, chcę żeby próbował. Co robię? Bawię się razem z nim. Dopóki mój tyłek mieści się na karuzeli i dopóki mam zdrowe ręce i nogi. Wchodzę z nim na drzewa, drabinki, linki. Chcę, żeby poczuł, że może ‒ wolno, z mamą, ale potrafi. Wyglądam komicznie, jak słoń na szpilkach. Ale radość, którą widzę u Wika jest nie do opisania!
Chodzi mi o to, by poczuł, doświadczył, nie bał się. Bo jak ma w życiu sobie radzić, jeśli będzie się ciągle czegoś obawiał? Niech wchodzi godzinę na tę pieprzoną huśtawkę, ale w końcu wejdzie. I to sam. I będzie z siebie dumny.
Nasze maluchy mają ogromne możliwości rozwoju, place zbaw, warsztaty tematyczne, koła naukowe. To wszytko jest na wyciągnięcie ręki, ale co z tego, jeśli pozostaniemy matkami-kwokami? Wychowamy dzieci niezwykle inteligentne, z mnóstwem umiejętności, ale niesamodzielne i uzależnione od innych. Labirynty, skomplikowane zabawki nie pomogą im w budowaniu samooceny i nie przygotują do życia w grupie.
Ostatnio mój syn chciał wejść na mega wysoką pajęczynę z sznurków. Wiedziałam że nie da rady – nie krytykuję, po prostu wiem, że nie może. Ale pozwoliłam mu spróbować. I wiecie co? Wszedł do połowy labiryntu, ale sam i był mega szczęśliwy.
Zaufajcie swojemu dziecku i poczujcie jego radość z dzieciństwa!
Niksa | kobiecywymiar.pl
17 czerwca 2015 @ 20:11
dziecko brudne to dziecko szczęśliwe- tak była za naszych czasów i tak powinno być teraz, a często więcej się chucha i dmucha niż pozwala na zabawę i pokonywanie własnych słabości. dzisiaj sama złapałam się na tym, że gdy patrzyłam jak dzieci wspinają się na blustradę, to mnie ciary przeszły. Dla nas to przecież była najlepsza zabawa, miałam czarny scenariusz przed oczami, a maluchy w najlepsze szczerzyły do mnie zęby.
ugotowani.tv
5 czerwca 2015 @ 17:14
Ostatnie zdjęcie jest taaaakie piękne 🙂
Miesiąc zblogowAny (4): W pochmurnym maju... - Świat zblogowAny
2 czerwca 2015 @ 22:23
[…] że gdy zostanę już matką (wbrew pozorom, mam takie plany na przyszłość:), nie wykastruję dzieciństwa swoim dzieciom. Bo jak widzę te mamusie, które bronią dziecku pobrudzić się, nawet jeśli nie […]
Angelika Berdzik
1 czerwca 2015 @ 19:24
Moje dziecko codziennie brudne. A to jedzeniem, a to piaskiem, a to ziemią. Staram się go nie ograniczać poza sytuacjami, kiedy chce wbiegać na drogę albo kiedy wchodzi na drabinki 10 razy większe od niego 🙂
Ana
31 maja 2015 @ 16:57
Niedawno rozmawiałam z kolegą, ojcem dwójki dzieci, właśnie na ten temat. Że szczęśliwe dziecko, to brudne dziecko, to lekko potłuczone i podrapane dziecko. I wspominaliśmy, w jakich fajnych czasach my żyliśmy – rodzice nam niczego nie zabraniali, a nasze pomysły… czasami to cud, że je przeżyliśmy 🙂 A jesteśmy cali i zdrowi, a nasze dzieciństwo upłynęło bardzo szczęśliwie.
Kasia Szreder, HaloMisiu
30 maja 2015 @ 21:28
Gratuluję postępów! I to jest właściwe podejście do wychowania. Ja niestety za każdym razem, jak widzę dzieci na tych wszystkich „niebezpiecznych” konstrukcjach na placu zabaw myślę sobie najgorsze rzeczy: a jak spadnie i rozbije sobie głowę, a jak noga mu tam wpadnie i ją złamie? Muszę powoli brać się w garść, bo moje dziecko zaczyna już chodzić i też będzie chciało.
Alexandra
30 maja 2015 @ 11:31
Dziecko musi się ubrudzić, czasem potłuc 4 litery. Doświadczać, uczyć się, próbować. Nie zabierajmy im tego. Matką jeszcze nie jestem, ale jestem pewna, że nie będę chuchała i dmuchała na swoje dziecko 24/h. Oczywiście oczy dookoła głowy trzeba mieć, ale nie przesadzajmy 🙂
Jak ona to robi
30 maja 2015 @ 16:20
Dziecko musi spróbować „smak”piasku, obdrapać sobie kolana. Taka jest dziecka przywilej- doświadczać, próbować. Chociaż, przyznaje, że jak widzę co mój młodszy syn wyprawia i jaki ma pokład energii, to wiem jedno – szybko będę siwa 😀
Kusterkowa
30 maja 2015 @ 06:33
Pamiętam swoje dzieciństwo, gdy miało się obdrapane kolana, ale i jaką radość na twarzy. 😉 Łapałyśmy z siostrami ślimaki, motyle, żaby i inne dziwactwa. Spędzałyśmy czas wydłubując dżdżownice z mokrej gleby. Dzisiaj dzieciaki, odnoszę takie wrażenie, niewiele czasu spędzają na dworze i to nie tylko z powodu własnego braku zainteresowania naturą, co właśnie wychuchaniem rodziców. Super, że nawiązujesz do tego, by pozwolić dzieciom się umorusać i tworzyć wspomnienia. 🙂 Dzieciństwo mamy tylko jedno, niech będzie pełne doświadczeń. <3
Jak ona to robi
30 maja 2015 @ 16:18
Masz rację. Spędziłam na podwórku całe wakacje. To były piękne czasy.
To o czym piszesz to jeden problem a drugi, to wiecznie wtrącający się rodzice 😉 Chcę, żeby moje dzieci integrowały się z innymi dziećmi, jeżeli są jakieś konflikty (zabieranie zabawek) to próbuje dać im chwile z nadzieją, że jakoś się dogadają. Niektórzy rodzice nie dają „sobie”czasu, tylko wtrącają się we wszytko. Jak takie dziecko ma budować relacje i radzić sobie z konfliktami? Oczywiście, trzeba tłumaczyć i reagować jak dzieje się coś niedobrego. Ale, bez przesady 😉
Kusterkowa
30 maja 2015 @ 20:10
Ciekawa jestem jak ja będę robić. :p Coś czuję, że od razu szturmem uderzę pomóc dziecku, by nie było pokrzywdzone, chociaż wiem, że to nie jest dobre podejście. Ty robisz najlepiej, jak się da!
ohdeer_blog
29 maja 2015 @ 23:02
Starszy synek jaki blondas:))) A co do wpisu – święta racja. Pozdrawiam
Jak ona to robi
30 maja 2015 @ 16:10
Blondas, po tacie. Zazdroszczę mu tego koloru włosów 😉 Pozostaje mi farbować się na blondi 😉 Ściskam mocno!