Nie kupuj swojemu dziecku prezentów
Moje dzieci nie dostają prezentów. Nie spełniam ich zachcianek nie dlatego, że jestem złą matką, tylko robię to z miłości do nich. Przekupstwa, typu: „ robisz coś, to dostaniesz balon”, „Posprzątasz zabawki, to dostaniesz grę”, wcale nie motywują, tylko uczą, że za wszystko należy się nagroda.
Nie chcę pozwolić, by dzieci uwierzyły, że szczęście zależy od tego, ile posiadasz zabawek, choć wielu jest takich, którzy uważają to za sens życia. Czasami się nie dziwię, bo reklamy i media napędzają potrzeby konsumpcyjne, a nawet my, zwykli dorośli, jako lek na chandrę i słabość kupujemy kolejną parą butów lub nową torebkę. A dzieci od najmłodszych lat nas obserwują i powielają nasze zachowania.
Jesper Juul pięknie to ujął
„Dzieci rozpieszczone to takie, które dostają zbyt wiele tego, czego pragną, a zbyt mało tego, czego potrzebują”.
Dawać, nie kupować
Czy jestem przeciwna prezentom? Nie, ale jeżeli dajemy coś dzieciom, nie traktujmy tego jako nagrody za dobre zachowanie. Może i to czasem działa, ale na krótką metę. Kupimy chomika z okazji pierwszego przepłynięcia basenu. Kupimy tablet za piątkę z matematyki. Potem konia, stajnię, a na końcu samochód. I ze słodkiego dwulatka wyrośnie nam roszczeniowy, samolubny człowiek, któremu trudno będzie odnaleźć się w dorosłym życiu.
„63% procent rodziców jest zdania, że ich dzieci definiują swoje poczucie wartości poprzez to, co posiadają. Ponad połowa dzieci twierdzi, że w przyszłości chce mieć pracę, w której bardzo dużo się zarabia. Badania wykazują wzrost materialistycznego podejścia do życia (..)”
Nie chcę, żeby moje dzieci w taki sposób budowały poczucie własnej wartości i żeby miały postawę roszczeniową. Gdy dziecko prosi mnie: „Mamo, kup mi kolorowankę” i patrzy na mnie swoimi dużymi błękitnymi oczami, nie chcę kupować mu jej od razu. Przecież wyczekany prezent daje najwięcej radości. A czy wyjazdy za miasto, układanie puzzli i inne nagrody niematerialne są mniej ważne?
Przykład idzie z góry
Nasze dzieci chłoną wszystkie informacje. Patrzą na nas. Na to, jak my funkcjonujemy w dorosłym życiu. Jest mi źle – idę na zakupy. Kupuję nową torbę, żeby poczuć się lepsza. Muszę mieć „lepsiejszy” samochód, wakacje, bo status materialny pokazuje, że mam i coś znaczę. Dlatego obsypując dziecko drogimi gadżetami, i-sronami, zaspokajamy tylko własne, dorosłe potrzeby: bycia lepszym od innych, podkreślania swojej pozycji społecznej lub spełnienia własnych marzenia z dzieciństwa. Który z tatusiów nie chciał mieć kolejki górskiej, a która z mam – domku dla Barbie, z kempingiem i przystojnym Kenem? Ale czy nie lepiej jest od czasu do czasu obdarowywać dzieci drobnym upominkiem – książką, wyjściem na lody, nie mówiąc już o czasie, poświęconym tylko dlatego, że je kochamy?
Paulina Tokarczyk
19 lipca 2017 @ 17:12
U mnie danie synowi psa, było nauczeniem go odpowiedzialności. Że bierzemy odpowiedzialność za zwierzę tak jak kiedyś bierzemy odpowiedzialność za drugiego człowieka i ta metoda sprawdziła się rewelacyjnie, bo mój syn nauczył się, że jest czas na zabawę jak i czas na obowiązki. Ale oprócz psa… zawsze dajemy mu dużo gier planszowych, kiedyś pierwszy raz zamówiliśmy z misiedwa i tak już u nas zostało, że staramy się absorbować kreatywnie jego czas, łącząc go z czasem który możemy spędzać razem przy planszówce niż przed komputerem – każde w swoim pokoju.
HapiMami
22 lipca 2016 @ 09:19
U nas zdecydowanie wygrywają słoneczka, kwiatki, domki rysowane w bloku lub na tablicy! Oczywiście wspólnymi siłami:). To są super podarki!
agnieszka.piotrowiak
23 stycznia 2016 @ 08:18
Zgadzam się w 100%. Mam w rodzinie takich rozpieszczonych wiecznym kupowaniem maluchów, dla których rodzice całą swoją sypialnię zamienili na bawialnie, a dzieciaki już dawno nic nie cieszy i jeszcze rodzina ma wieczny kłopot co na prezent kupić, bo chłopcy po prostu nie mają marzeń. Strasznie to smutne! Mój synek nie ma jeszcze miesiąca ale już część zabawkowych prezentów które wszyscy mu znoszą wynoszę do pobliskiego przedszkola bo nie chce doprowadzić do sytuacji, kiedy utoniemy w zabawkach.
Styczniowy Chłopczyk
20 stycznia 2016 @ 20:36
Mój syn ma niecały rok. W domu mamy tyle zabawek, że po świętach kupiliśmy nowy regał. I wtedy powiedziałam stop. Nie tylko sobie, alenteż babciom i ciociom… Bo i tak najlepszą zabawką są śmieci z pojemnika na papier. I tak jak piszesz, nie ilośc, ale jakość. Moglibyśmy mieć w domu pięć drewnianych klocków, a nasz syn najlepiej bawiłby się układając je z nami.. Twój post otwiera oczy. Bardzo szeroko!
Esencja
19 stycznia 2016 @ 22:58
Myślę, że dzieci, podobnie jak dorośli, uwielbiają dostawać prezenty, ale cieszą się z nich i doceniają je bardziej wtedy, kiedy czują, że na nie zasłużyły albo że jest jakaś specjalna ku temu okazja. Zbyt łatwo wpadające w ręce dzieci prezenty szybko tracą na wartości i atrakcyjności. W tym roku na Gwiazdkę postanowiłam nie kupować swoim córkom (4 i 8 lat) prezentów (syn obsługuje się już sam 😉 ), ponieważ zawsze dostają ich sporo od rodziny. Rok w rok proszę Mikołaja, by się ograniczał, stąd moja decyzja odnośnie tego roku. Ale one skubane napisały piękny list do Mikołaja, że marzą o klockach Lego Friends, bo bardzo lubią twórcze zabawy dające wiele możliwości i angażujące również rodziców w tę zabawę, poza tym chciałyby cieszyć się tym prezentem dłużej, chciałyby go same przygotować do zabawy (złożyć) i dlatego zrezygnowały z lalek i innych prezentów. Byle tylko mieć te klocki. List był bardzo starannie przemyślany i ładnie ozdobiony. Nie powiem poruszyło mnie to, więc dostały to czego tak pragnęły w dodatku ładnie to argumentując 🙂 Poza tym przypadkiem tak łatwo nie jest mnie „kupić” 😉
ewa.
19 stycznia 2016 @ 21:25
Kurcze ja walczę o to z dziadkami. Moi rodzice kompletnie nie rozumieją o co mi chodzi. Nie pomagają prośby ani „groźby” podsyłam do poczytania na ten temat ale jak głową w mur, każda wizyta to kolejna zabawka i w dodatku najczęściej dziadostwo które rozpada się po kilku godzinach powodując rozpacz 4 latka. Strasznie mnie to denerwuje nie mam pomysłu na ta sytuacje, tym bardziej przykro, że to moja mama a nie szanuje mojego zdania w wychowaniu dzieci. Widzę co dzieje sie przez to z synem, oczekuje od każdego kto przychodzi prezentu ma pretensje, jak nie chcemy mu czegoś kupić i najlepszy jego na to sposób to to, że powie babci to mu kupi. Ehhh fatalna sytuacja dla mnie, nie tak mnie wychowywała i nie tak ja chciałam wychowywac ?
Justyna (lightwords.pl)
19 stycznia 2016 @ 18:05
Ja jeszcze nie mam zdania, mój maluch ma 6-miesięcy, więc podpatruję bardziej doświadczone mamy 😉 chciałabym, aby za osiągnięcia nagrodą był fakt, że się coś udało dokonać samodzielnie, a nie medal. PS. o matko, mam nadzieję, że syn nie będzie chciał nigdy chomika! 🙂
Jak ona to robi
19 stycznia 2016 @ 20:57
Haha! Rybki, królika, psa…a póżniej kto musi się zajmować zwierzętami? Wiadomo – mama:)
TosiMama
19 stycznia 2016 @ 12:49
Hmmm, ja często kupuję Tosi drobiazgi (najczęściej kolorowanki), ale rzadko (żeby nie powiedzieć nigdy) nie jest tak że Tosia płacze, ma zły humor, a my idziemy do sklepu i kupujemy jej nową zabawkę. Nie jest też tak, że poza wyjątkowymi okazjami (urodziny, imieniny, Dzień Dziecka, święta) kupujemy jej coś większego/droższego. Raz dostała coś w dowód naszego uznania, na ostatnich wakacjach w górach tak zaskoczyła nas jej wytrzymałość, brak narzekania, dzielne chodzenie po górach, że po zejściu ze szlaku kupiliśmy jej zestaw figurek z Krainy Lodu:)
Jak ona to robi
19 stycznia 2016 @ 20:59
Wszytko o czym piszesz, jest w granicach rozsądku. 🙂
Okiem Mamy
19 stycznia 2016 @ 12:14
Zgadzam się. Często zatracamy się w prezentach usprawiedliwiając się w ten sposób
Jak ona to robi
19 stycznia 2016 @ 20:55
Dokładnie. Najważniejsze, czego nie robić 🙂
Magda | Skrytka Magdaleny
19 stycznia 2016 @ 09:38
Zgadzam się (zwłaszcza w kwestii relacji nagrody do wykonanego zadania), ale… 😉 Mój syn jest jeszcze bardzo malutki i póki co konsumpcjonizm jest mu obcy. Mi obcy (niestety) nie jest i kupowanie mu nowych, super-wypasionych zabawek sprawia mi ogromną radochę. Wiem, że w przyszłości będę musiała przystopować, ale będzie mi trudno. A drugą kwestią jest otoczenie. Bo oczywiście przykład z domu jest najważniejszy, ale w pewnym momencie dziecko idzie do szkoły i widzi, że wszyscy w klasie mają na przykład własne smartfony. I co? Nie kupisz wtedy dziecku smartfona? Żeby czuł się w jakiś sposób wykluczony? Inny, gorszy? A z drugiej strony, jak kupisz, to będziesz w nim hodować ten gen konsumpcji, małpowania innych i podążania za tłumem. Sama nie wiem co lepsze. I trzecia sprawa: ja byłam takim rozpieszczanym dzieckiem, miałam całą armię lalek Barbie, ciągle dostawałam nowe zabawki, a koniec końców wyrosłam na osobę, która nawet nie lubi chodzić na zakupy, nie podąża ślepo za modami i tym co mają znajomi, a jedyne co pasjami kupuję to książki i właśnie zabawki dla syna 😉
Jak ona to robi
19 stycznia 2016 @ 10:22
Temat szkoły mnie jeszcze nie dotyka, ale z pewnością nie będzie ławo. Ten problem, jest, był i będzie. Za moich czasów było podobnie, tylko gadżety były inne. Był taki etap, że moim rodzicom powodziło się bardzo dobrze. Teoretycznie mogłabym mieć wszytko co zapragnęłam, ale rodzice nie kupowali mi zachcianek. Musiałam sobie na to zapracować. Na początku się buntowałam „jak to, koleżanka ma, a ja nie ” ale wiem, że w dorosłym życiu to procentuje.
Niedoskonała Mama
19 stycznia 2016 @ 08:47
Czasem można wytłumaczyć – jeśli codziennie po przedszkolu będę ci kupować samochodzik, po roku nie starczy nam na parę dni wakacji nad morzem. Co wolisz? A uczenie dyscypliny (nie od razu dostaję to, na co spojrzę) procentuje w dorosłym życiu. 🙂
Jak ona to robi
19 stycznia 2016 @ 10:16
Wszystko zależy od wieku i dojrzałości dziecka, bo mówienie, że nie będzie pieniążków na wakacje, może w dziecku budzić lęk. Ale, zgadzam się z Tobą – trzeba tłumaczyć dzieciom, że nie zawsze muszą mieć to czego zapragną „tu i teraz”
Niedoskonała Mama
21 stycznia 2016 @ 08:11
Skrócony wyjazd ma powodować lęk? Nigdy bym na to nie wpadła. Moje dzieci są w wieku 5,6 już o wielu sprawach można z nimi porozmawiać, a wakacje nad morzem to nie jest coś, do czego są przyzwyczajone w „standardzie”, jak jest mniej kasy, jedziemy w góry. Więc informuję je uczciwie, że bankomat to nie worek bez dna i jak będziemy wyrzucać pieniądze w błoto, pod koniec roku nie starczy na coś ważnego.