Pomyśl zanim udostępnisz zdjęcie dziecka w sieci
Bądź sobą. Co to znaczy, być sobą? Ostatnio ciągle zadaję sobie to pytanie, bo oglądając profile na blogach, można odnieść wrażenie, że bycie sobą to pokazywanie super wystylizowanych zdjęć, które mają więcej wspólnego ze scenografią niż z prawdziwym życiem. To jeszcze jestem w stanie zrozumieć, bo w końcu jesteśmy wzrokowcami i lubimy wpatrywać się w ładne rzeczy i w przyjemne, uśmiechnięte twarze ludzi. Chcemy karmić się cudzym życiem. Pławić się w luksusie i pragnąć tego, co ma ONA. To odskocznia od naszego „szarego życia”, które wcale nie przypomina życia koleżanki ze zdjęcia. Chyba nie ma osoby, która by raz w życiu czegoś komuś nie zazdrościła. Tak jest skonstruowany ten świat… Lubimy cały czas czegoś pożądać.
Ludzie chętnie oglądają zdjęcia z podróży, fotografie rodziny, jedzenia. Zwłaszcza jedzenia: „Ugotowałem, wyszło mi!”. Poza tym, pokazując zdjęcia z restauracji, prezentujesz się jako osoba bywająca, z kulinarnym gustem. Ciągle informujemy swoich znajomych na Facebooku o tym, że jesteśmy w kinie, na bankiecie, na konferencji, w toalecie…
Statusy zmieniły znaczenie. Kiedyś pisało się: „Hej, siedzę na kawie w Starbucksie, dołącz do mnie”. Teraz im częściej „zwiedzasz” kawiarnie, tym więcej znaczysz. W końcu słyszysz od koleżanki spotkanej na ulicy: „Ty to masz życie…”.
Wieczorem patrzysz na ostatni wpis, a tam tylko trzy lajki. Nie był ciekawy? Moje życie nie jest ciekawe? Co robię nie tak? Tak być nie może, w czym moje życie jest gorsze od życia Anki?
„Odrzucenie” zaczyna Ci doskwierać, więc zaczynasz na wallu zamieszczać memy i śmieszne filmiki. Czy jest ktoś kto ich nie lubi? Zasięg idzie w górę, ale trwa to tylko trzy dni, bo w końcu i to się ludziom nudzi.
Co dalej z moją popularnością?
Nadal kombinujesz. A co, jakby pokazać zdjęcie psa lub dziecka? Pies? Nie każdy lubi psy, są ludzie którzy uwielbiają koty, więc możesz sobie narobić wrogów… Na szczęście reflektujesz się, że nie masz żadnego zwierzaka, oprócz rybki, no, ale ona w sumie nie jest „sexy” i „nie poniesie się” na Fb. Dziecko… Masz przecież dziecko! Kto nie lubi słodkich bobasów? A już bobas z gołą pupką, wierzgający słodko tłuściutkimi nogami… Oczyma duszy widzisz już setki lajków i udostępnień.
Jest fejm, pokazują. Edge rank skacze, lajki idą w górę, a komci spływa tuziny. Jest bosko!
Opamiętajmy się
Zagrożenie wykorzystania zdjęć przez przestępców seksualnych to jedno, ale to, co się dzieje na Facebooku przeraża mnie także z innych powodów. Rodzice bezrefleksyjnie publikują dziecięce fotografie, które później są udostępniane w sieci. Nie myślicie, co za kilka lat powie na to dziecko? A co powiedzą jego koledzy, jak zobaczą je w pieluchach albo nago? Czy naszym obowiązkiem jako rodziców nie jest dbanie o wizerunek naszego dziecka? Dbanie o jego przyszłą reputację oraz start w życiu? Dlaczego więc narażamy je na ataki, tylko po to, żeby czerpać korzyści z „popularności”?
Wiem, że opisywanie macierzyństwa bez lukru jest potrzebne. Macierzyństwo to nie leżenie na plaży, macierzyństwo to ciężka harówa, prawie jak praca w kopalni. Łącz się w bólu z innymi matkami, pisz, jak masz przesrane, że dzieci czasem wkurzają!
Nie rozumiem tylko, po co do tego pokazywać kompromitujące zdjęcia dziecka np. podczas kąpieli lub paradującego z gołą pupą… Po co zdjęcie, na którym dziecko pije kaszkę podpisywać „Ale sie nawaliłem”…? Zdjęcie dziecka, które wkłada dziecko do kibla, pije piwo zamiast kaszki albo trzyma kufel? Jest śmieszne i zwiększa zaangażowanie. Ludzie nie rozumieją dlaczego nie mają publikować takich treści. Przecież dostarczają rozrywki!Jeżeli chcesz pokazać zdjęcie, które kompromituje Twoje dziecko, wyślij je babci lub mężowi.
Nie chciałabym, by tysiące osób oglądały mnie siedzącą na toalecie czy paradującą nago po pokoju. Dziecko ma swoją godność, tak samo jak ja czy Ty, tylko że w jego przypadku, do pewnego wieku, to od Ciebie w dużej mierze zależy to, jak będzie wyglądał jego wizerunek. A internet nie zapomina.
Pomyśl.
Przychodzisz do biura i widzisz ironiczne uśmiechy kolegów. Czujesz, że śmieją się z Ciebie. Siadasz do biurka, a tam Twoje zdjęcie, jak jesz kaszkę (tą, że się „nawaliłaś”) albo latasz nago po trawniku… Masz wrażenie, że spalisz się ze wstydu, bo wiesz, że Twój klient też widział to zdjęcie, a zaraz masz podpisać z nim umowę. Jedyne, co masz ochotę zrobić, to powiedzieć „Dziękuję, mamo…”. Jak się czujesz?
Moim zdaniem ludzie będą coraz częściej publikować swoje, bardzo różne zdjęcia. Ale to my, rodzice pokazujemy czasem, że nie ma granic w upublicznianiu swojej prywatności i intymności, że wszytko można. Nie stawiamy żadnych granic, nie tłumaczymy, że coś nie jest okej, nie jest w porządku.
Apel
Wrzucić zdjęcie swojego dziecka do sieci jest bardzo łatwo – usunąć je z niej wręcz niemożliwe. Coś co dziś wydaje się nam zabawne i śmieszne, w przyszłości może okazać się czymś kompromitującym dla naszych dzieci. Dlatego pilnujmy jakie zdjęcia i gdzie publikujemy – to na Nas rodzicach spoczywa ta odpowiedzialność!
Lucy eS
27 czerwca 2016 @ 10:55
O tak…
Ja mam podejście do publikowania zdjęć jak do marketowych ciasteczek w czekoladzie.
Uwielbiam, ale staram się nie jeść, bo skutki mogą być słabe. Wszyscy jedzą – takie czasy, ale ja mam swój mózg i próbuję patrzeć szerzej niż uśredniony ogół. Trudno mi rezygnacja przychodzi, z bólem wręcz, bo kto chciałby sobie przyjemność odbierać – ale w pewnych obszarach trzeba.
Zdjęcia to samo – niby nic, niby miło, ale walczę codziennie by nimi nie szastać, choć na powierzchni wdać same korzyści z publikowania. Przecież mam najpiękniejsze córki na świecie.
Beata Redzimska
19 grudnia 2015 @ 07:39
Bardzo madrze napisane, ja w pewnym momencie w ogole zaczelam usuwac wszystkie zdjecia corek z bloga, ale potem stwierdzilam, ze tu przynajmniej na blogu i na Inscie, kiedys beda mogly je zobaczyc, jezeli np siadzie mi dysk i strace je w innej postaci (cos takiego przezylam ze zdjeciami moich synow i dlatego maja bardzo malo fotograficznych wspomnien z dziecinstwa). Pozdrawiam serdecznie Beata
Matko, zastanów się w jakim świetle stawiasz swoje dzieci
10 grudnia 2015 @ 18:05
[…] Internet pamięta nie tylko wrzucone do niego obrazy (przeczytajcie o tym tekst Elwiry – tutaj) ale również słowa. Jestem ciekawa, czy takie matki zdają sobie sprawę z tego, jak wredni […]
Olga Płaza
7 grudnia 2015 @ 10:57
Od dawna powtarzam, że kiedy będę mieć dzieci, to nie opublikuję ich żadnego zdjęcia, którego nie opublikowałabym ze sobą w identycznej sytuacji. Nie wspominając już o zdjęciach z kąpieli, plaży, itd. – to przerażające, ale sama myśl, że istnieje możliwość kradzieży tych zdjęć i wykorzystania w związku z dziecięcą pornografią, jest okropna.
Jak ona to robi
11 grudnia 2015 @ 21:00
To prawda. Ja nawet boję się o tym myśleć.
Przydałby się jakaś akcja społeczna, która by uzmysłowiła ludziom, że Internet to nie jest „bezpieczne” miejsce do publikowania zdjęć
mutrynki.pl
5 grudnia 2015 @ 21:26
Bardzo ważny wpis! Sama szukam mojego złotego środka w tym wszystkim. Odrzucają mnie zdjęcia w pampersach, w wannie, dziewczynek na plaży w samych majteczkach. Ale osobiście lubię popatrzeć na inne bobasy i to nie tylko te pięknie wystylizowane, ale też na te małe urwisy co to porządki mamie we wszystkich szafkach, kosmetyczkach, kwiatkach robią. Jakoś tak czuję się lepiej na myśl, że nie ja jedna tak mam ;), że gdzieś za tym instagramowo-pinterestowym ładem, kryje się coś jeszcze 😉
Ale niewątpliwie o wizerunek dzieci w sieci trzeba dbać! Bezapelacyjnie, bezdyskusyjnie!
Jak ona to robi
11 grudnia 2015 @ 20:58
Świat się zmienia, my też musimy się zmienić. Teraz naturalne jest życie w socialu – niestety. Jednak warto mieć na uwadze, że nasze zdjęcia krążą gdzieś w Internecie i nigdy nie wiadomo na kogo mogą trafić. Ale tak jak piszesz, trzeba znaleźć złoty środek.
Aga z www.makeonewish.pl
5 grudnia 2015 @ 18:57
ja uwazam, że we wszystkim trzeba znalezc złoty środek i zachować umiar. Czy miałabym pretensje do własnej mamy gdyby 28 lat temu pisala bloga o mnie? Zamieszczala moje lub nasze wspolne zdjęcia? Pisala czym lubię się bawić, co mi smakuje, jak się rozwijam, o moich relacjach z innymi maluchami, o tym ze zabrala mnie do zoo lub na spacer do lasu, i przede wszystkim o tym jak mnie mocno kocha, jak na mnie czekała i jak zmieniłam jej życie? NIE!!!! Nie miałabym pretensji i żalu gdybym czytając jej bloga czuła bijącą z wpisów i zdjęć miłość i szacunek. Byłabym wdzieczna mojej mamie, że znalazła czas i checi by chwytać te wszystkie wspolne chwile. Dziekowalabym jej za wspaniałą pamiątkę z mojego dzieciństwa i ślad jaki mi po niej zostanie gdy jej zabraknie. Uważam, że mądrze prowadzony blog o macierzynstwie nie musi zrobić dziecku krzywdy. Bloguję już 3 lata. Pierwsze półtoraroku to były same teksty. Dopiero później zaczęłam zamieszczać zdjęcia. Zdjęcia mojej córki również. Jednak dla mnie od razu jasne było, że nigdy nie wrzucę zdjęcia Majusi które w jakikolwiek sposób by ją ośmieszyło, odarło z godności i szacunku. Zero nagości. Zero nocników, kąpieli i kompromitujących scen czy pozycji. W ogóle dużo pisze się o mamach blogerkach ktore publikują zdj swoich dzieci, a czy ktoś przeglada zdj ludzi na tablicy FB??? Czasami włos się na głowie jeży!!!
Jak ona to robi
11 grudnia 2015 @ 20:42
Myślimy podobnie. 🙂
matkapowszednia
4 grudnia 2015 @ 20:54
’co powiedzą koledzy’ ? no jak co, przecież dziecko zdjęcia z kija nie strzela, powiedzą że matka miała ostro pojechane z baniakiem 🙂 poza tym bardziej mierżą mnie zdjęcia instamatek, białe pokoiki, zdjęcia kubków z których piją herbatkę, zdjęcia swoich stóp, zdjęcia sałatek, tło z desek..albo deska zamiast mózgu. Wszędzie to samo. Najgorsze są zdjęcia dzieci, które są naprawdę zdjęciami ubrań, które kupiono im w hand made’ach, podkreślające wysublimowany gust rodziców.
Ciekawy wpis, pozdrawiam
Radek
4 grudnia 2015 @ 21:25
Z tymi innymi zdjęciami stópek, desek, sresek jak dla mnie to pikuś – ja sam mogę zdecydować czy chcę to oglądać czy nie ;). Dziecko takiego wyboru nie ma. Nie jestem zdania, żeby zupełnie nie wrzucać zdjęć do sieci, ale zdrowy rozsądek dobrze trzymać.
matkapowszednia
4 grudnia 2015 @ 22:52
Uważam, że jak ktoś chce wrzucić jedno, parę zdjęć lub uprawiać życiowy ekshibicjonizm na portalach społecznościowych ma do tego święte prawo wolności 🙂 i mam nadzieję, że nie zostanie ono nigdy ograniczone…jak sklepiki szkolne do wody mineralnej. Często widzę oświadczenie matki, że jej ideą jest rodzicielstwo bliskości. Ma ona konto publiczne 700zdjęć 3/4 dziecka, rodzicielstwo bliskości poniekąd opiera się na szacunku i podążaniu za dzieckiem i zastanawiam się czy te dziecko z kartą pamięci podążało do komputera a za nim tupcząca mama. Dorabianie ideologii do swojego pożądania lajków jest przesadą. A robienie zdjęć stopom jest głupie, ale kto powiedział, że trzeba robić tylko rzeczy mądre, gdyby tak było mogłoby nas nie być na świecie 😉
Radek
5 grudnia 2015 @ 22:50
Również mam nadzieję, że każdy będzie miał wolną „rękę” na publikowanie tego co chce i w takich ilościach jakie uważa za potrzebne. Z tymi ideami to w punkt spostrzeżenie, a z tą kartą… 😉 Co do mądrości zdjęć – musi być balans po prostu 🙂
agnieszka.piotrowiak
4 grudnia 2015 @ 20:53
Jeszcze miesiąc i będziemy w trójkę, więc intensywnie zastanawiamy się z mężem nad tym tematem od kilku dobrych dni. Nie mam żadnych wątpliwości co do sytuacji, o których piszesz. Umieszczanie kompromitujących zdjęć dzieci w internecie to jakiś totalny absurd, powinni za to wstawiać mandaty. I nie ważne, czy umieszczamy je na blogu, stronie czy na prywatnym koncie na facebooku – i tak bez problemu można się do niech „dokopać”.
Cały czas zastanawiam się jednak, co ze zdjęciami niekompromitującymi. Pięknymi zdjęciami naszych dzieci, którymi naprawdę chcielibyśmy się pochwalić. Gdzie tutaj zdrowo jest postawić granicę?
Jak ona to robi
4 grudnia 2015 @ 21:14
Czytałam wiele publikacji na tem udostępnienia zdjęć dzieci w sieci – patrz tu http://fdn.pl/zagrozenia-dzieci-w-internecie
i sama nie wiem co mam o tym myśleć. Jeżeli chodzi o publikowaniu kompromitujących zdjęć, to sprawa jest oczywista, ale nadal nie wiem jak może wpłynąć na ich dalsze życie…. Nie piszę o moich dzieciach źle, Nie pokazuję kompromitujących zdjęć. Pokazuję mój rodzinny lajfsatjl, ale nie chcę, żeby dzieci były numerem jeden na blogu. Bo to ja prowadzę bloga, a nie one. Ale cały czas się zastanawiam, czy ich nie wycofać ich z bloga.
agnieszka.piotrowiak
4 grudnia 2015 @ 21:25
właśnie ja też ostatnio dużo takich artykułów czytam i nadal mam wątpliwości, tak jak Ty. Bo z jednej strony – dzieci są częścią Twojego (i mojego niedługo też) życia, bardzo ważną częścią. A te zdjęcia, które pokazujesz Ty czy inne blogerrki są po prostu piękne, czysto artystycznie, mam wielką frajdę je oglądać…!
Ale masz rację, to Ty, ja, inni prowadzimy bloga, a to trochę tak, jakbyśmy wszyscy chcieli…zarobić (?) na naszych dzieciach.
Ciężki orzech do zgryzienia jak dla mnie. Męża, chłopaka…jakoś łatwiej jest ukryć, nie pokazywać na blogu, a przede wszystkim – zapytać o zdanie ;-). Dzięki za podzielenie się swoją opinią na ten temat, pozdrawiam bardzo! 😉