Wstydliwy problem rodziców – „Nie lubię bawić się z dziećmi”
To dosyć wstydliwy temat, porusza się go w grupkach, tak żeby nikt nie słyszał. Jeśli ktoś niepowołany się dowie, może pomyśleć, że jesteś złą matką i co wtedy? To prawie rodzicielskie samobójstwo….Zabawa z dziećmi. Dla jednych przekleństwo, dla innych pretekst do kupienia sobie, bo przecież nie pociechom, zabawek, o których jako dzieci mogli tylko pomarzyć. Pociągi, super fury… Spokojnie, dla mam też się coś znajdzie. Choćby domki dla lalek.
Są też tacy, którzy cierpią na dziwną alergię – wystarczy, że przejdą obok placu zabaw, przez chwilę pobawią się w sklep albo w lekarza… Od razu zaczynają odczuwać senność, ból głowy, opadają im powieki i kompletnie nie ma z nimi kontaktu. Możecie znacie tę chorobę? Nuda, znużenie? Chyba tak to się nazywało ;).
Niektórzy z niecierpliwością czekają, aż dziecko skończy 6 lat i zaczną się „dorosłe sprawy i relacje”. Kiedy będzie można porozmawiać, dzielić się pasjami, wyjeżdżać na ryby, grać w piłkę, a pieluchy wreszcie przeminą. Są też i tacy rodzice, nie jest ich niewielu, chociaż zwykle boją się do tego przyznać, którzy nie lubią bawić się z dziećmi, mimo że bardzo je kochają…
Wstydliwy problem rodziców – „Nie lubię bawić się z dziećmi”
Może kiedyś myślałabym o nich źle, w końcu jak można nie lubić bawić się z własnym dzieckiem? Ale spędzanie z nim całych dni, bez żadnej gratyfikacji, dialogu, powtarzalność: spacer, zabawa, obiad…, bywa cholernie trudne i frustrujące. Owszem, układasz po raz setny wieżę z klocków, opowiadasz o budowie statku kosmicznego, rozbudzasz pasję… Jednak ile można słuchać ciągle tego samego? Ile razy można czytać książkę o Albercie, kiedy w koszu czeka mnóstwo innych ciekawych książek… Kupujesz następną, a nuż do tej się przekona, ale nie, Albert na dobranoc musi być.
Nie wstydźmy się przyznać, że czasami zabawa z dzieckiem potrafi być nużąca i frustrująca. Czasem po prostu nie chce się nam tego robić. Syn opowiada Ci po raz setny o grze, którą wymyślił, a Ty automatycznie odpowiadasz: „Pięknie kochanie, tak kochanie…” Oczywiście, cieszysz się i jesteś dumna z jego osiągnięć, ale…
Wracamy z pracy po 8 godzinach. Przebywamy tam w świecie norm, zasad, ograniczania elastyczności i kreatywności. Czasem nasz mózg po prostu nie potrafi już inaczej. Kiedy nasze kochane dziecko błaga nas o spontaniczną zabawę, w której nie ma zasad, jest natomiast kreatywność, nie możemy się odnaleźć i boimy się wypalić. Bo myślimy o kolejnych pierdyliardach rzeczy, które na nas czekają… A w ogóle, jeśli już, niech się uczy raczej liter niż fikołków. Jak mam mu poświęcić swój czas, to niech przynajmniej będzie „dobrze spożytkowany”.
A gdyby tak zejść do poziomu dziecka?
My też byliśmy kiedyś dziećmi. Pamiętasz? Zabawa w podchody, w bal, wojnę i inne, na których podstawie dałoby się stworzyć niejeden scenariusz science fiction… Trochę usztywniliśmy się w tym dorosłym świecie: kredyt, praca, raporty, dzieci… Wszystko tak bierzemy do siebie. A godzina odciążenia, zdjęcia plecaka z balastem, godzina wygłupów, śmiechu i humoru jest lepsza niż niejedna terapia i zajęcia z dziećmi.
Są rzeczy, których nie lubię robić
Przyznaję, nie lubię biegać, grać w piłkę, jeździć na rowerze i chodzić na plac zabaw, mój mąż jest w tym lepszy niż ja. Jak mam zostać z dziećmi w domu na dłużej niż tydzień, wyję do księżyca… Jednak jestem rodzicem i tak naprawdę mogę sobie tutaj pisać o tym, że pewne rzeczy mnie nużą i denerwują, ale, decydując się na dziecko, wiedziałam, że nie będzie łatwo. Dlatego cieszę się, że mój mąż lubi to, czego ja nie lubię, i odwrotnie – dzięki temu jakoś radzimy sobie z naszym rodzicielstwem.
Olga Komorowska
11 października 2016 @ 21:51
Tak, masz rację, że o tym się nie mówi, a przecież często czujemy niechęć do zabawy z dzieckiem. Być może za mało w nas jest dziecka albo po prostu wolimy porobić dorosłe rzeczy.
Kasia | Droga do minimalizmu
2 października 2016 @ 19:17
Czyli nie jestem jedyną matką, która nie lubi bawić się ze swoim dzieckiem? Uff, jak to dobrze 😉
Magda T.
27 września 2016 @ 10:42
Czy ja wiem, czy to wstydliwy temat? Mam czwórkę dzieci i bezwstydnie przyznaję się do tego, że nie bawię się z nimi w ich chłopięce zabawy. Spędzam z Nimi dużo czasu na spacerach, czytaniu, wspólnym gotowaniu, rozmowach i przytulaniu, ale rysoraki i klocki ogarniają sami. To był jeden z motywów, dla których zdecydowałam się na pierwszą dwójkę rok po roku – żeby mieli się z kim bawić. I to był strzał w dziesiątkę 😀