Jak to możliwe, że tak prosta i skuteczna metoda bywa zapomniana przy wychowywaniu dzieci
Rodzice mają poczucie, że nie można tracić czasu, że trzeba cały czas inwestować czas w przyszłość, w rozwój, w naukę gry na pianinie i gry w szachy, w angielski… Wszystko zamiast zabawy „bez sensu”. Bo co to za zabawa na podłodze? Dziecko nic z tego nie wyniesie. Owszem, bawimy się z dziećmi, ale to raczej one są pionkami w naszej rodzicielskiej grze.
Kiedyś było łatwiej
A było. Rodzice nie stali nad nami i nie wtrącali się we wszystko, co robiliśmy. Było więcej zaufania, spontaniczności, luzu. Może nie chodziłam na wszystkie dostępne zajęcia pozalekcyjne i nie potrafię grać na pianinie, chociaż bardzo chciałam. Jednak wygrałam coś innego: beztroskie życie.
Teraz
Bo my, rodzice, za bardzo się przejmujemy i stoimy nad dzieckiem. Co zjadło, ile zjadło, czy dobrze zrobiło, czy dobrze powiedziało… Cały czas rodzic helikopter lata nad dzieckiem i je kontroluje. Musisz się nim non stop zajmować, bo nie jest nauczone przebywania we własnym towarzystwie. Ba, powiem Ci więcej – sama tak do niedawna tak miałam. Kiedy piłam kawę lub nie robiłam nic (tak, zdarzają się takie momenty), to miałam wyrzuty sumienia, że nie jestem z dzieckiem i nie układam z nim klocków. W ten sposób wpadłam w pułapkę myśli. Całe szczęście – w porę się obudziłam. Teraz sobie powtarzam, że dziecko da radę samo nalać wodę, ułożyć (po swojemu) klocki czy rozebrać się. Naprawdę da radę! Dziecko jest karmione lękami, przyzwyczaja się, że mama i tata są obok i że jest wyręczane. A z biegiem czasu nie poradzi sobie z byciem we własnym towarzystwie.
Zapominamy o czymś ważnym
A ja Ci powiem: olej te wszystkie zasady i przeczytane książki. Zacznij bawić się z dzieckiem, łaskotać je i skakać z nim po kanapie! Nie zrozum mnie źle; nie chodzi o to, że od dzisiaj masz mieć wszystko gdzieś i dziecko zostawić same sobie. „Idź, ja postoję, a ty rób sam”. To nie tak… Nie w tym tkwi problem. Tylko zawsze zapominamy o tych podstawowych rzeczach, intuicji oraz o beztroskiej zabawie: na dywanie, w łaskotanie, w zapasy, w bieganie boso po trawie czy grzebanie patykiem w błocie… Czasy się może zmieniły, ale nasze potrzeby nie. Okej, możesz pomyśleć: „To nic nie wnosi do życia”. Ale czy wszystko trzeba tak na zimno kalkulować? A mile spędzony czas, odstresowanie, bliskość, rozładowanie negatywnych emocji – to jest mało?
Mit na temat zabawy:
dziecko będzie rozrabiało i będzie pobudzone
Ogólnie nie wiem, skąd przekonanie, że dzieci mają być grzeczne i ciche i skupiać się nad wszystkim godzinami.. Kiedy cały czas mają powiedziane, żeby nie biegać, nie brudzić i nie ruszać to ja się później nie dziwię, że gdy dzieci przychodzą z przedszkola, to w domu są niegrzeczne
Jeżeli dziecko ma problemy z nadpobudliwością lub ADHD, to tym bardziej potrzebuje zabaw, harców i bliskości cielesnej z rodzicami. Ja dostrzegam to u Wiku: gdy jego roznosi energia, Radek zaczyna przełamywać jego nadpobudliwość. Gilgocze go, rzucają się na łóżku, skaczą… Lepiej na to nie patrzeć! Jednak widzę, ile daje im to korzyści. Wiko wtedy się wycisza i jest spokojniejszy.
Zamiast puszczać dzieci na plac zabaw – lepiej zapisać je na zajęcia
Najlepiej zamknąć dzieci w klatce. Po to jest przerwa w szkole, żeby dzieci mogły rozładować swoje emocje i stresy, poruszać się w przerwie przed kolejną lekcją, na której spędzą 40 minut – to jest bardzo dużo… Jeżeli dziecko tego nie będzie miało, to zacznie popychać inne dzieci, biegać, bić, wyrzucać rzeczy i dojdzie do innych sytuacji, które nie są pożądane przez społeczeństwo. No i takie dziecko jest uważane za niegrzeczne, bo „same problemy są z nim”. Więc ląduje na karnym jeżyku lub idzie do kąta, a rodzice są wzywani na dywanik – bo nauczyciel nie daje rady. Taki maluch kompletnie nie wie dlaczego, bo chciał się bawić, rozładować swoją energię, ale nie wiedział, jak o tym powiedzieć.
Większość dzieci radzi sobie w przedszkolu i szkole, ale dla niektórych nadal środowisko rówieśników, zajęć i obowiązków to jest stres i duży wysiłek, żeby się w tym świecie odnaleźć.
Metoda wychowawcza
Zabawa rozwiązaniem na bunt i histerie
Podam prosty przykład, jakim jest szykowanie się dzieci do przedszkola. Wkładanie jednej, drugiej warstwy ciuchów… Mnie pot po tyłku spływa i gotuję się ze złości. No oszaleć idzie! Naprawdę kosztuje mnie to dużo energii i cierpliwości, ale nie mogę zacząć się drzeć i histeryzować, bo jeszcze pogorszę sytuację. Co wtedy robię? Przykładowo śpiewam: „Jeden but wchodzi, hopsasa…”. Albo podniosłym głosem zaczynam mówić: „Dawno, dawno temu były sobie raz buty…” i wymyślam historyjkę z happy endem. Kiedyś sadzałam maskotki na krześle i udawałam, że wkładam buta misiowi i że but nie może wejść. Stękałam, a misiu moim głosem mówił: „Aaale to nie mój but!”. Rozładowywałam swoim głosem sytuację, a dzieci się śmiały i zabierały buty, mówiąc: „Zobacz, misiu, tak się wkłada buty”. A potem ubierały się bez problemu.
Trzeba z siebie zrobić gapę, np. podczas składaniu klocków Adaś nie lubi sprzątać. Wtedy komicznym głosem zaczynałam tworzyć historyjkę w stylu: „Oooo, klocek leci do kosza, bam! Oo nie, ja nie trafiłam do kosza!”. Wtedy Adik, ucieszony i z uśmiechem na twarzy, pokazywał mi, jak powinno się sprzątać.
Bicie innych, krzyki, zastrzyk u lekarza – to tylko kilka przykładów, które na pewno nie są dobrym wspomnieniem dla dziecka. Jednak absolutnie nie da się zaspokoić wszystkich potrzeb i dzieciństwo będzie ze sobą niosło również bolesne przeżycia. Miej tego świadomość i nie miej wyrzutów sumienia. Pamiętaj równocześnie, że dzieci, które są bombardowane codziennie tyloma danymi i bodźcami, często nie mogą sobie z nimi poradzić. Beztroska zabawa i bliskość pomogą wyciągnąć z emocjonalnego zamknięcia i zabrać tam, gdzie więzi są bliskie.
Bocja
15 lutego 2017 @ 09:21
Dzieci nie wolno łaskotać, a szczególnie tych z nadpobudliwością psychoruchową. Pozdrawiam 🙂 Mama 20 letniego bardzo spokojnego już Syna
Margherita Karmelita
15 lutego 2017 @ 15:56
Dlaczego nie wolno? To ma jakieś przesłanki czy tylko.przesąd?
Bocja
16 lutego 2017 @ 10:17
to nie przesąd, łaskotanie wydaje nam się fajne, bo dziecko się smieje, ale jego organizm i mięśnie dostają mocną dawkę stresu i napięcia w celu obrony przed łaskotaniem, a to nie jest wskazane szczególnie u dzieci nadpobudliwych, schorowanych, itp. Tutaj potrzebny jest kojący rozluźniający dotyk. Dowiedziałam się tego dawno temu na szkoleniach z metody dr Masgutowej, która bardzo, bardzo pomogła mojemu dziecku oraz metody Dennisona. Proszę sobie sprawdzić jak reagują nasze mięśnie na zabiegu pedicure, kiedy frezarka jeździ po naszych stopach, ja tego nie cierpię, a jednocześnie chce mi się śmiać i zawsze napinam mięśnie
🙂
strasznie smaczne
7 lutego 2017 @ 22:57
Wnosi do życia i to wiele! Bliskość, budowanie relacji, poczucie bezpieczeństwa…Sama przetestowałam wielokrotnie takie podejście na moim prawie dwulatku, działa zawsze. Ot taki przykład – mieszkamy na 2 piętrze plus wysoki parter – windy brak. Kiedy już miałam dość wnoszenia mojego smyka, a on się buntował i bronił przed samodzielnym wchodzeniem wymyśliłam, że będę udawać lwa lub słonia, który go goni i chce ugryźć w dupkę 😉 lub pogilgotać. Podziałało i choć może wyglądam jak matka wariatka, ale mam to w nosie, bo ja mam zdrowe plecy a Niko fun.
A tak w ogóle to uwielbiam twoje teksty i podejście do życia. Takie normalne, zdroworozsądkowe a nie w pogoni za modnymi tendencjami. 🙂
Matyldamatix
7 lutego 2017 @ 22:15
Pięknie! Trochę jakbyś siedziała w mojej głowie! Dajmy dzieciom trochę luzu, wg mnie i nawet „zwykła” nuda jest potrzebna. W koło tylko słyszę jakie to dzieci są absorbujące i że trzeba jechać z nimi tam i siam, żeby miały rozrywkę. Najlepiej cały dzień zaplanowany super edukacyjnych rozrywek od rana do wieczora.