Pracoholik czy pasjonata? Kim jesteś?
Czy pracujesz za dużo?
Czy wiesz, że istnieje życie po pracy? Że można cieszyć się chwilą i oddychać pełną piersią i to powietrzem innym niż wydmuchiwane przez klimatyzator?
Kiedyś byłam młoda, głupia i mało asertywna. Myślałam, że cały mój wysiłek włożony w pracę ktoś doceni, że przełoży się to na awans. Jasne ;)… Całe szczęście w porę wyzbyłam się naiwności i zrozumiałam, że siedzenie po godzinach sprzyja tylko rozwojowi hemoroidów i bólom kręgosłupa.
Pamiętam czasy, kiedy pracowałam w korporacji. Zaczynałam pracę o 7, a kończyłam o 20. Tak właśnie było. Co prawda do pracoholizmu było mi daleko, ale mała ilość pracowników w firmie i mój nadmiar obowiązków sprawiły, że przesiadywałam w biurze do późnego wieczora i zamiast o 20 delektować się czasem wolnym, myślałam o pracy. Spałam, jadłam ‒ myślałam o pracy. Czułam się. jakbym nie odchodziła na krok od biurka. Moje zmęczenie, zdenerwowanie dawało się też we znaki moim najbliższym.
Czasami zdarzają się sytuacje, kiedy praca i obowiązki wymagają od nas więcej czasu niż zwykle lecz jeśli powtarzają się one codziennie, a dzień zaczynamy od wyrecytowania listy zadań do wykonania, powinna się nam zapalić czerwona lampka. To znak, że czas zacząć cieszyć się życiem i oddychać pełną piersią, a nie powietrzem z klimatyzatora. 😉
Kobieta pracująca żadnej pracy się nie boi!
My, kobiety, jesteśmy z wielu powodów przeciążone pracą, dziećmi. Niestety, często z własnej winy. Popatrzmy na mężczyzn. Oni zazwyczaj pracują dla kasy, sławy, satysfakcji. My pracujemy po to, żeby pokazać, że nie jesteśmy gorsze, głupsze. Chcemy za wszelką cenę udowodnić, że jesteśmy sumienne, odpowiedzialne, kreatywne. Pragniemy zyskać zaufanie pracodawcy i, co gorsza, bierzemy na siebie obowiązki kolegów (oczywiście nie zawsze tak jest).
Kasa to nie wszytko ‒ chcemy mieć więcej pieniędzy, przyjmujemy dodatkowe zlecenia i zarzynamy się tylko po to, żeby kupić torebkę Michaela Korsa i wyjechać na wymarzone wakacje do egzotycznych krajów. Jednak kiedy znaleźć chwilę na urlop, skoro z przepracowania brakuje nam czasu na zabawę, zakupy oraz spotkania z przyjaciółmi?
PRACOHOLIK nie wie ile czasu spędza w pracy, ciągle coś udoskonala: mieszkanie, Excela, przemowy. Nie zatrzymuje się, nie wie co to nuda, szuka kolejnego celu ‒ nowego dreszczyku emocji, bo przecież nie można stać w miejscu, trzeba się rozwijać!
Sukces, nawet ten najmniejszy, może dać nam szczęście. Trzeba tylko się tego nauczyć. A my, zamiast skupić się na drobnych osiągnięciach, dostrzegamy wyłącznie to, że nie udało nam się zostać dyrektorem spółki, dostać nagrody. Wmawiamy sobie, że bez tych wszystkich tytułów nie znaczymy nic.
Teraz zadajmy sobie pytanie: czym różni się pracoholik od pasjonata? Według mnie pracoholik to osoba, która nie tylko pracuje dużo, ale przede wszystkim, która przynosi sobie największe straty (mało lub brak czasu dla siebie, rodziny). Dla pasjonata natomiast kolejne zadania, a nawet niepowodzenia to coś, co go napędza i buduje. Jego praca to misja, hobby i największa radość.
ohdeer_blog
7 września 2015 @ 08:34
Sama od kilku lat pracuje w korporacji i fakt,
teraz odkad mam córeczke zawsze koncze na czas i juz sie tak nie spinam zeby
wszystko bylo zrobione 'ponad norme’. Ale jeszcze przed ciaza to wrecz
uwielbialam te wszytskie nadgodziny, dodatkowe projekty, a czasem nawet soboty
w pracy! To zdecydowanie nie byl pracoholizm, tylko pasja no I fakt, ze odkad
pamietam marzylam o tzw. ‘karierze’ I kiedy moglam rozwijac swoje skrzydla po
prostu to robilam z wielkia ochota. Aaaaa I zdecydowanie robilam to dla siebie
samej, a nie po to zeby komus udowodnic albo pokazac, ze jestem lepsza od
facetówJ Buzkaaaa
Misako - matka po japońsku
1 września 2015 @ 10:44
A ja uwielbiam moją pracę. Też korpo ale od 9-17 odkąd jest gnom. Wcześniej dłużej nie raz, ale to i tak nie powstrzymywało mnie przez życiem po pracy. Knajpki, kino, spotkania, kolacje. Uwielbiałam to. Teraz wracam i wyruszam o 18 na plac zabaw, też jest spoko, zazwyczaj. Nie uważam się za pracoholika, czy pasjonate hmmm to chyba za dużo powiedziane, ale pracę zamykam wraz z trzaśnięciem szklanych drzwi w Mordorze. Wiem jedno NIE UMIAŁABYM nie pracować. Nie jestem typem co umie z dzieckiem w domu siedzieć. Ostatki macierzyńskiego to była dla mnie katorga. Teraz kiedy już wróciłam na pełen etat odżyłam i wcale nie czuje, że coś z macierzyństwa tracę 🙂
Jak ona to robi
1 września 2015 @ 11:56
Mam podobnie. Kocham swoje dzieci, ale spędzając z nimi całą dobę – oszalałabym. Ja muszę mieć odskocznie od pieluch i kaszek. 😉
Kasia Szreder
1 września 2015 @ 06:51
Większość z nas chyba musi przejść przez etap pracoholizu. Dopiero po jakimś czasie orientujemy się, że nie tędy droga. Życie nie składa się głównie z pracy. Całe szczęście, że odkąd mam dziecko, poszłam po rozum do głowy.
Kasia Harężlak
1 września 2015 @ 09:30
Dziecko bardzo pomaga poustawiać priorytety 🙂
Jak ona to robi
1 września 2015 @ 11:58
Dokładnie.:)
Kasia Szreder
1 września 2015 @ 18:10
Już wróciłam do pracy. Łatwo nie jest 🙂 Dawno w moim życiu tyle się nie działo.
Jak ona to robi
1 września 2015 @ 12:00
Dziecko hamuje – na pewno. Ale ja chyba nie mogłabym tylko zajmować się dziećmi.
Ty już wróciłaś do pracy?
jedz z apetytem
31 sierpnia 2015 @ 10:56
Chwala Bogu w pore sie ocknelam ;))
Jak ona to robi
31 sierpnia 2015 @ 13:27
Brawo 🙂
. co się stało, że w porę się ocknęłaś?
Niedoskonała Mama
31 sierpnia 2015 @ 08:11
Pracoholizm, jak każdy inny nałóg – to dążenie do przyjemności. Gdy lubimy swoją pracę, łatwo się zatracić, zwłaszcza, gdy zabawa kucykami Pony nie jest tak porywająca, jak zlecenie, peany od klienta, etc. Po drugie, pracoholizm to bezpieczna fasada – nie musimy konfrontować się z problemami dnia codziennego, w pracy jest przewidywalnie i cieplutko, nie zawsze to samo można powiedzieć o zmianie pieluchy lub słuchaniu dziecięcego ryku. Mam jeszcze pytanie, co to za wtyczka pod wpisem? Bardzo subtelna, szukam jakiejś od dłuższego czasu do mediów społecznościowych i ta bardzo mi się podoba.
Jak ona to robi
31 sierpnia 2015 @ 13:26
Masz rację.dodałabym, że pracoholizm to też brak pewności siebie. Pokazuje, że może więcej, lepiej tylko po to, żeby szef go docenił w końcu docenił.
Sprawdzę i dam Ci znać 🙂
Misako - matka po japońsku
1 września 2015 @ 10:48
Tu się nie zgodzę: „pracoholizm to bezpieczna fasada – nie musimy konfrontować się z
problemami dnia codziennego, w pracy jest przewidywalnie i cieplutko,
nie zawsze to samo można powiedzieć o zmianie pieluchy lub słuchaniu
dziecięcego ryku.”
Byłam mamą niepracującą, pracującą z domu i teraz pracującą w biurze i na podstawie doświadczenia stwierdzam, że to 3 rozwiązanie jest najtrudniejsze i sztuką staje się rozwiązywanie problemów dnia codziennego, bo od nich się nie ucieknie finalnie. Nie ma się tyle czasu na dom co mamy z 2 pierwszych opcji, tyle czasu dla dziecka, ale nie zmiennie trzeba te wszystkie dylematy i sprawy załatwiać.
Niedoskonała Mama
2 września 2015 @ 08:56
Tekst jest o pracoholizmie, nie pracy na etacie, to chyba nie to samo? Gdy ktoś ucieka w pracę, siedzi po godzinach, byle nie stykać się z taką uciążliwą rzeczywistością – ma problem. Ktoś, kto ma etat i po nim zajmuje się domem i dziećmi to zupełnie inna bajka.