Sprawdzone – udowodnione! Czyli jak sprawdzać kosmetyki i nie zrobić się w balona?
Sprawdzone – udowodnione! Czyli jak sprawdzać kosmetyki?
Jak zawsze w piątek wybieram się do przyjaciółki na kawę. To nasz cotygodniowy rytuał, który, nawet gdyby miało się palić i walić, to wspólna kawa zawsze dodaje nam siły na weekend z dziećmi. Ten, kto ma dzieci wie, że piątek to tak naprawdę czas przygotowania i generowania energii na weekendowe wycieczki z dziećmi, które są cudowne, ale i męczące 🙂
Spotkanie z Anią to też dawka motywacji, klepanie się po plecach, wymiana zdań (czasami niełatwych) – Ania to taki przypadek, który na wszystko ma odpowiedź i czasami nie wiem, czy ona tak z przekory, czy tak po prostu już ma… Gdyby się uważnie przyjrzeć to chyba każdy ma obok siebie taką Anię.
- Powiem ci, że jednak nie można wierzyć w niesprawdzone informacje, które dotyczą zdrowia, jedzenia czy kosmetyków – rzuciłam tekstem na dzień dobry.
- Przecież wiadomo – parsknęła Ania.
- Niby Ty to wiesz, ale nie masz pojęcia jak łatwo jest uwierzyć w to, co piszą inni, bazując na informacjach z nagłówków gazet, które są tylko chwytem, aby ktoś przeczytał tekst. Nikt nie ma czasu na szukanie informacji, sprawdzanie… Bo po co skoro ktoś przeczytał nagłówek w gazecie i uważa, że wie już wszystko?
- Spokojnie, ja tak tylko… Jednak kawa Ci dzisiaj nie służy. Może chcesz melisy?
Melisę to może będę potrzebować, ale wieczorem. Ania, nie masz takiego wrażenia, no sama przyznaj? – dopytałam.
- Ja się tylko zastanawiam, skąd u Ciebie takie oburzenie?
- Wróciłam z warsztatów Johnson&Johnson. To kampania #sprawdzone udowodnione, jest prowadzona przez dr inż. Magdalenę Sikorę, która jest ekspertem w zakresie surowców i półproduktów kosmetycznych, Katarzynę Bosacką i eksperta marki Johnson, Agnieszkę Machnio, i powiem Ci, że informacje jakie usłyszałam od pani doktor na temat kosmetyków surowców i tzw. „chemii” wbiły mnie w osłupienie… Przekonałam się, jak wielu rzeczy jeszcze nie wiedziałam.
- Nie ma co przesadzać, przecież każdy wie, że nie należy używać chemii w kosmetykach i najlepiej działa na nas natura… – Anka bierze mnie pod włos.
- No właśnie tak nie jest! Usłyszałaś to od kogoś czy to jest twoja opinia? Z informacjami z drugiej ręki właśnie tak jest.
- Będąc mamą, która mówi, co jest dobre i złe, usłyszane od koleżanki drugiej koleżanki, która usłyszała coś od swojej koleżanki z przedszkola… i drogą pantoflową tworzy się taka informacja, która niczym bomba ma nas zniszczyć…
- Gdyby w dzisiejszym świecie można było napisać, co jest dla nas zdrowe, co powinniśmy jeść, czym się smarować, w co ubierać… Media tak potrafią rozdmuchać sprawy, że wypadałoby na tę okoliczność ubrać się w słomę i żywić sałatą, choć i to może nas pewnie zatruć… lub udusić, bo może ma ręce… I tak sałata potrafi wyjść z lodówki do naszego łóżka i zatruwać nas przez sen peptydami 😉
- Elwira, ale próbujesz mi wcisnąć jakieś nowe teorie na temat sprawdzania kosmetyków? – zbuntowała się Ania.
- Nie, nie o to mi chodzi. Nie zbawię świata. Przecież dla każdego co innego jest dobre, każdy z nas jest inny, każda skóra dziecka jest inna i chodzi mi o to, że zanim zacznę mówić, że coś u mnie nie działa lub nie przynosi porządnych efektów, to nie oznacza, że dla innej osoby jest to niedobre.
- To czego się dowiedziałaś na konferencji? Jak Ty sprawdzasz kosmetyki?
- Im mniej kosmetyków tym lepiej. To sprawdza się wszędzie – po co mieć dużo kosmetyków, ciuchów, tylko głowa boli od nadmiaru ilości i wyboru jak po dużej imprezie na manieczkach, obrazy skaczą przed oczami, wiec ogłupiona już sama nie wiem co mam kupić… Słuchaj, teraz jest już późno i muszę lecieć po dzieci do przedszkola, ale zostawię Ci kartkę z odpowiedziami na pytania moje i moich czytelników dotyczące składów kosmetyków. Są tam ciekawe informacje i na pewno rozwieją Twoje wątpliwości. Tylko proszę przeczytaj!
- Marudzisz… – westchnęła przewracając oczami.
- Anka!
- No dobra, przeczytam.
Co to jest SLS i SLES?
SLS i SLES to skróty, które brzmią tajemniczo – SLS (Sodum Lauryl Sulfate) oraz SLES (Sodium Laureth Saulfate). To środki czynne o właściwościach piorących i pianotwórczych, czyli najczęściej pojawiają się w szamponach, żelach pod prysznic, płynach do kąpieli. Są one bezpieczne. SLS może mieć działanie drażniące, ale tylko wtedy, gdy jest stosowany jako pojedyncza substancja i przy długotrwałym kontakcie ze skórą. Osobiście nie przepadam za szamponami, które nie mają SLS bo moje włosy wydają się niedomyte i są szorstkie.
Czy użyta ilość konserwantów ma znaczenie?
To jest pytanie, które spędzało mi sen z powiek. Co z tego, że wybieram produkt, w którym są konserwanty? Pani doktor powiedziała jasno – zbyt mała ilość konserwantów nie chroni produktu przed rozwojem szkodliwych bakterii czy grzybów, a zbyt duża może powodować podrażnienia skóry. Dlatego tak ważne jest, by odpowiednio wcelować w ilość substancji konserwujących.
„Wybieram tylko dermokosmetyki” – takie zdanie usłyszałam od koleżanki z bloku. Anka wybiera tylko produkty z apteki, które są przeznaczone do pielęgnacji skóry z problemami (np. do skóry atopowej). Jednak teraz wiem co jej odpowiedzieć – napis na opakowaniu „dermokosmetyki” to strategia producentów, to kosmetyki o szczególnie efektywnym działaniu i dużej zawartości substancji aktywnych. Warunkiem wprowadzenia do obrotu każdego kosmetyku jest ocena Safety Assessora z art. 11 ustawy o kosmetykach. Zgodnie z ustawą każdy kosmetyk charakteryzuje taki sam stopień bezpieczeństwa. od miejsca sprzedaży
„Ja używam tylko oleju kokosowego lub oliwy z oliwek”.
Nie mówię, że nie są one zdrowe – wszystko zależy od tego, z jakiego źródła pochodzą, jak są transportowane, zamykane – tego tak naprawdę nie wiesz. Mają różną jakość. Mnie w olejach denerwuje to, że mają krótki termin ważności i łatwo jełczeją. I wtedy muszę go wyrzucić. I na dodatek u mnie się nie sprawdza, bo zatyka pory – przykładem jest olej kokosowy, co zresztą można zweryfikować czytając ten artykuł link
Poniżej znajdziesz pytania zadane przez uczestników przed konferencją. Oto odpowiedzi od ekspertów:
- Czy producent ma obowiązek podawać wszystkie składniki produktu na opakowaniu?
Producent jest zobowiązany do podania wszystkich wykorzystanych w kosmetyku składników, niezależnie od ich stężenia. Składniki te ponadto muszą być wymienione na jego opakowaniu zgodnie z ich nazwami INCI (International Nomenclature of Cosmetic Ingredients) według ich zawartości w kosmetyku (od największej ilości do najmniejszej). Komponenty w ilościach poniżej 1% mogą być wymienione w dowolnej kolejności po składnikach w stężeniach większych niż 1%. Na końcu składu, niezależnie od zawartości, mogą być umieszczane barwniki, które podajemy jako CI (Colour Index) i numer. Zapach, niezależnie od składu, którego zresztą nie znamy, podajemy jako Parfum, a aromat Aroma. Obecnie lista surowców może zostać powiększona o niektóre związki zapachowe, które zaliczane są do grupy potencjalnych alergenów. Ustawa kosmetyczna podaje wykaz 26 substancji, które na mocy siódmej poprawki muszą być, w określonych sytuacjach, wymienione zgodnie z ich nazwami INCI pośród składników preparatu.
Lista ta obejmuje następujące związki: Alpha–Isomethyl Ionone, Amyl Cinnamal, Amyl Cinnamyl Alcohol, Anise Alcohol, Benzyl Alcohol, Benzyl Benzoate, Benzyl Cinnamate, Benzyl Calicylate, Butylphenyl methylpropional, Cinnamal, Cinnamyl alcohol, Citral, Citronellol, Coumarin, Eugenol, Evernia prunastri, Evernia Furfuracea, Farnesol, Geraniol, Hexyl Cinnamal, Hydroxycitronellal, Hydroxyisohexyl 3–Cyclohexene Carboxaldehyde, Isoeugenol, Limonene, Linalool, Methyl 2–Octynoate.
Związki te należy wymienić na liście składników kosmetyku, pomimo, że przeważnie stanowią one część surowca złożonego np. olejku eterycznego, kompozycji zapachowej czy ekstraktu roślinnego. Podawanie informacji na temat alergenów zapachowych dla produktów pozostających na skórze (wyroby pielęgnacyjne, upiększające) wymagane jest w przypadku kiedy ich stężenie w kosmetyku przekracza 0,001%. Dla produktów spłukiwanych, czyli szamponów, środków myjących, ze względu na krótki okres kontaktu ze skórą próg ten jest wyższy i wynosi 0,01 %. Jeżeli zawartość w kosmetyku, któregokolwiek ze związków pojawiających się na liście alergenów, przekracza podane wartości, powinien on być wymieniony w spisie składników w porządku odpowiadającym jego stężeniu.
- Jak konserwuje się kosmetyki, które są „bez konserwantów, parabenów”?
Ponieważ nie używamy konserwantu, w tym przypadku nie możemy mówić o konserwowaniu produktu, tylko raczej zabezpieczaniu jego czystości mikrobiologicznej, która zależy od wielu czynników. Czystość mikrobiologiczną produktu można zabezpieczyć przy pomocy różnych surowców, które oprócz swoich podstawowych własności wykazują mniejsze lub większe działanie lub ograniczające rozwój mikroorganizmów. Pojawiający się napis, iż kosmetyk nie zawiera konserwantu najczęściej oznacza, że w jego składzie nie ma żadnego ze związków znajdujących się na liście konserwantów dopuszczonych do stosowania w kosmetykach. Produkty te zawierają natomiast komponenty, których podstawowym zadaniem nie jest konserwowanie, ale które dodatkowo wykazują takie same właściwości, jak konserwanty. W tym przypadku ich działanie nie musi być deklarowane. Można więc napisać, że kosmetyk jest bez konserwantu.
Można tu wymienić np. olejki eteryczne. Główną funkcją kojarzoną z tą grupą surowców jest nadawanie wyrobom odpowiedniego zapachu. Stosowane w określonych stężeniach nie tylko aromatyzują produkty, ale także – dzięki własnościom przeciwdrobnoustrojowym i antyoksydacyjnym – stabilizują je. Niestety bardzo często stanowią źródło tzw. alergenów zapachowych, których praktycznie nie jesteśmy w stanie wyeliminować. Można do tego celu wykorzystać także np. etanol, izopropanol, czy glikole, które obniżają tzw. współczynnik aktywności wody, uniemożliwiając rozwój mikroorganizmów.
- Jak to jest z podawaniem składu? Czy faktycznie w UE producent może ukryć do 15% składu produktu (tak słyszałam)? A W USA ponoć trzeba podać wszystko nawet do setnych części procenta – czy to prawda?
Nie jest to prawda. Tak jak podałam w pytaniu pierwszym, producent jest zobowiązany do podania wszystkich składników kosmetyku, niezależnie od wykorzystanego stężenia surowca.
- Czym się różni kosmetyk od dermokosmetyku?
Nie ma usankcjonowanej prawem definicji dermokosmetyku. Producenci, chcąc wyróżnić swoje wyroby określają je mianem dermokosmetyków, kosmeceutyków, biokosmetyków… Niezależnie jednak od nazw, jakie są przypisywane produktom ich charakterystyka musi być zgodna z definicją podaną dla kosmetyku. Definicja ta obejmuje trzy podstawowe elementy: postać produktu, miejsce jego aplikacji oraz deklarowaną funkcję, określającą cel stosowania. Wyrób może być wprowadzony na rynek, pod warunkiem, że spełnia wymienione kryteria, a żadna z jego cech nie wykracza poza ich ramy. W przypadku produktu, który pełni także inne funkcje, na przykład łączy działanie artykułu kosmetycznego i leczniczego, nie może być on klasyfikowany do segmentu kosmetyków. Zadaniem kosmetyku nie jest bowiem leczenie, zapobieganie chorobom, czy też modyfikacja funkcji fizjologicznych organizmu.
- Ile kosmetyków może używać dziecko?
Według mnie potrzebne są tylko: łagodny produkt do oczyszczania skóry i kosmetyk do jej efektywnego zabezpieczenia. Podstawowa pielęgnacja skóry dziecka polega na wzmocnieniu bariery naskórkowej, która ogranicza nadmierną utratę wody, zapobiega rozwojowi mikroorganizmów, łagodzi podrażnienia, zmniejsza tarcie skóry o ubranie czy pieluszkę. Kosmetyki dla małych dzieci powinny zawierać ograniczoną ilość składników charakteryzujących się wysoką czystością, zarówno chemiczną, jak i mikrobiologiczną. Komponenty te nie powinny przenikać przez naskórek, powinny być obojętne chemicznie.
- Czy oliwka do ciała zatyka pory i czy jest bezpieczna?
Oliwka oparta jest na oleju mineralnym. Komponent ten nie jest zaliczany do składników silnie komedogennych, natomiast stosowany na dużych powierzchniach ciała może formować mocno zwarty film. Dlatego w recepturze oliwki wykorzystywany jest palmitynian izopropylu, który wpływa na „rozluźnienie” powstałej warstewki okluzyjnej, zapewniające jej bezpieczne stosowanie
- W sieci jest bardzo dużo aplikacji, które „skanują” skład kosmetyków i w szybki sposób można się dowiedzieć czy dany produkt zawiera szkodliwą „chemię”. Czy warto się nimi sugerować?
Warto raczej zastanowić się co rozumiemy pod pojęciem surowiec naturalny, a co pod pojęciem surowiec chemiczny. I tak np. stosowane w kosmetykach ekstrakty roślinne, pozyskiwane są z roślin, czyli surowców naturalnych, ale głównie na bazie syntetycznego glikolu propylenowego. Glikol jest swego rodzaju nośnikiem wydobytych z nich, czyli roślin, składników, substancją w której są one rozpuszczone. Czy taki komponent należy uznać za naturalny czy nie? W certyfikowanych kosmetykach naturalnych również stosowane są surowce wytwarzane w laboratorium chemicznym i to nie tylko konserwanty, ale także emulgatory, czy solubilizatory. Warto również zwrócić uwagę na fakt, iż obecnie w laboratoriach otrzymuje się związki identyczne, z tymi, które występują w naturze. Można zatem zadać sobie pytanie, dlaczego związek występujący w naturze uważany jest bezpieczny, a identyczny wytworzony w laboratorium już nie? W kosmetykach stosuje się np. bardzo chętnie witaminy, w tym witaminę E w postaci alfa–tokoferolu. W większości przypadków to też związek wytwarzany w laboratorium chemicznym. Każdy kosmetyk, zarówno ten deklarowany, jako naturalny, jak i ten wytwarzany na bazie składników syntetycznych musi być recepturowany z wykorzystaniem surowców o potwierdzonym profilu bezpieczeństwa.
- Jak często zmieniać kosmetyki?
Nie ma specjalnego uzasadnienia zmiany kosmetyku. Swego czasu pojawiały się informacje, że skóra „przyzwyczaja się” do kosmetyku, czy zawartych w nim surowców. Nie ma to żadnego uzasadnienia.
- Czy wystrzegać się PEG i SLS?
Nie. Jeżeli chodzi o tzw. PEG–i to stanowią one szeroką ofertę bardzo różnorodnych surowców, które są powszechnie wykorzystywane. Cosmetics Ingredient Review, uwzględniając wszystkie dostępne dane toksykologiczne, potwierdza że pochodne glikolu polietylenowego (czyli właśnie PEG–i) są bezpieczne dla zdrowia i mogą być stosowane bez obaw w produktach kosmetycznych. SLS (Sodum Lauryl Sulfate) oraz SLES (Sodium Laureth Sulfate) to anionowe środki powierzchniowo czynne o dobrych właściwościach myjących i pianotwórczych. Składniki te znajdziemy przede wszystkim w kosmetykach spłukiwanych, takich jak żele pod prysznic, szampony, płyny do kąpieli, ale również np. w pastach do zębów. Popularnie są one wykorzystywane w kosmetykach dla dorosłych, ale również dla dzieci. Stosowane same mogą działać wysuszająco, czy podrażniać. Wykorzystanie w recepturze innych surowców zaliczanych do grupy ZPC np. kokamidopropylobetainy w znaczący sposób znosi te niekorzystne efekty. Wszystkie wymienione związki są uznawane za bezpieczne i akceptowane do stosowania w produktach kosmetycznych.
- Jakie surowce wytwarzane w laboratoriach stosowane są w procesie produkcji certyfikowanych kosmetyków naturalnych?
Do surowców, które są wytwarzane w laboratorium chemicznym należą między innymi związki powierzchniowo czynne wykorzystywane w preparatach myjących, czy emulsjach, konserwanty, solubilizatory.
Następnego dnia dzwoni do mnie Anka.
- Matko, Elwira, ale co ja mam robić? Czy istnieją kosmetyki wolne od składników chemicznych? Bo już sama nie wiem…
- Ania, ciężko dzisiaj znaleźć produkt, który nie zawiera „chemii”. Woda, cukier, sól lub połączenia substancji chemicznych, drewno, krem nawilżający, oliwa z oliwek… Przytoczę fragment opinii eksperta: „‘substancje chemiczne’ są wytwarzane wyłącznie syntetycznie. W rzeczywistości bezpiecznie lub niebezpieczne dla zdrowia mogą być zarówno substancje chemiczne pochodzenia naturalnego i uzyskiwane w laboratorium”. Natura jest dla nas czymś dobrym, ale równie dobrze może nam zrobić wiele szkód. Nigdy nie wiadomo czy zbiór albo transport nie wytwarza szkodliwych, niebezpiecznych alergenów. A w laboratoriach powstają substancje bezpieczne (witaminy i leki). Zresztą pamiętasz jak uczulił Cię olejek z pestek truskawki? Chodziłaś przez kilka dni z mozaiką na twarzy. I kto by pomyślał, w końcu to takie naturalne…
- A produkty Johnson&Johnson tak nie mają? – zapytała Ania z niedowierzaniem.
- Spełniają 15 kryteriów jakości i bezpieczeństwa obowiązujących na całym świecie, w tym w Unii Europejskiej. Produkty są tworzone na podstawie prowadzonych badań naukowych i zlecane przez pracowników służby zdrowia.
- Brzmi to sensownie. To teraz zdradź mi, skąd taki laik jak ja, ma czerpać informacje na temat składników w kosmetykach?
- Zanim ci powiem, to muszę położyć nacisk na to, żeby sprawdzać wiarygodne źródła danych, wiarygodnego autora, żeby sprawdzać powołanie na konkretne publikacje, badania naukowe, które są jego podstawą.
kosmopedia.pl – jeśli poszukujesz składników kosmetyków i ich działania
coseticinfo.org – strona prowadzona przez Personel Care Products Concil – znajdziesz na niej fakty i informacje naukowe na temat składników produktów
– można tu znaleźć informacje na temat kosykologi, niebezpiecznych substancji chemicznych, zdrowia i środowiska oraz toksycznej emisji
ifraorg.org – strona International Fragrance Association z siedzibą w Genewie – oficjalnego samorządowego organu reprezentującego globalny przemysł perfumeryjny
ncbi.nlm.nih.gov/pubmed – czasopismo naukowe National Library od Medicine – biblioteki prowadzonej przez National Institutes of Health – znajdziesz tu publikacje poświęcone tematyce biomedycznej i naukom przyrodniczym
Nikt z nas nie urodził się ze skanerem w oczach i nie mamy możliwości (no chyba, że tylko ja nie mam nadprzyrodzonej mocy) sprawdzić co dokładnie jest w środku każdego opakowania. Na opakowaniach jest podany skład, mamy dostęp do badań w internecie, które można samemu przeczytać i dowiedzieć się więcej. Wyrabiajcie swoją opinię na dany temat same – zarówno w wyborze produktów jak i życiu 🙂 Jeżeli masz czas na przeglądanie facebooka, to znajdziesz czas, aby znaleźć prawdziwe źródła składów kosmetyków i jedzenia.