Mężczyzna to nie dziecko, żeby po nim sprzątać
Sprzątać czy bawić się z dzieckiem? Umyć podłogę czy usiąść na kanapie z gazetą i oddać się relaksowi? Skoro siedzisz w domu, to od rana do wieczora zajmujesz się domem, dziećmi, czasami też pracą. Bo co ci szkodzi posprzątać o jedną półkę więcej niż dotychczas? „W końcu to ja spędzam większą ilość czasu w naszych czterech ścianach”.
Wracasz do pracy po urlopie macierzyńskim, rodzisz kolejne dziecko, obowiązków przybywa, a nie ubywa. Nie nadążasz ze wszystkim, omijasz łukiem stertę prania, a z wyczerpania już nie widzisz tych okien lepkich od małych rączek. Frustrujesz się, męczysz, aż w końcu oświadczasz, że pieprzysz to. „Szmata nie będzie rządzić moim życiem!” Przecież masz też partnera. Je, śpi, żyjecie pod jednym dachem, wkurzasz się na niego, że jest niedojrzały, bo jak może nie widzieć bałaganu. Krzyczysz, frustrujesz się, strzelasz focha. Dławisz się jadem, a twój facet nie wie, o co ci chodzi.
Wymagamy zbyt dużo od nich, bo oni naprawdę nie przywiązują wagi do większości rzeczy. Bez sensu jest ich wysyłać do okulisty po dobór okularów, bo nawet taka korekcja nie spowoduje, że zobaczą warstwę kurzu… To znaczy: owszem, zobaczą, ale kiedy będzie miała 10 cm grubości i zaczną potykać się o pranie. Wtedy w końcu posprzątają z własnej, nieprzymuszonej woli. Facetom wiele rzeczy nie przeszkadza, dlatego nie zawracają sobie dupy źle rozwieszonym praniem.
Więc w czym problem?
Jesteśmy bohaterkami, siłaczkami i mamy nadprzyrodzone siły. I ogólnie wiele wytrzymujemy. Skoro mamy kogoś poprosić o pomoc trzeci czy czwarty raz, to zamiast czekać, wolimy same umyć tę cholerną podłogę, bo nam zajmie to 5 minut.
Jednak są takie dni, kiedy wszystko się wylewa spod kołnierza. Dzieci chore, dom przypomina wysypisko, my mamy pełno pracy, jesteśmy smutne, zrezygnowane, przemęczone. A gdy przychodzi biedny mąż, witamy go okrzykiem: „Ty nic nie robisz w domu!”. Facet pomyśli: „Wariatka! O co jej chodzi?”. Albo uzna, że mamy PMS-a i nie panujemy nad sobą.
Mężczyźni nie traktują tych zarzutów poważnie, bo w końcu – jak zawsze – kierują nami hormony, a nie fakty. To trochę nasza wina. Pozwalamy im na to. Jesteśmy zbyt niekonsekwentne, bo strzelamy focha, zamiast wyłożyć kawę na ławę. I czekamy aż zgadnie lub domyśli się – w końcu lubimy pocierpieć w milczeniu. Mało tego! Wielu mężczyzn nie zna swoich dzieci, bo cały czas opiekują się nimi ich partnerki. Nie mają pojęcia o opiece nad domem, bo ciągle ich wyręczamy.
„Mężczyźni są Marsa, a kobiety z Wenus”
Mężczyźni są – wbrew pozorom – prości w obsłudze. Lubią dostawać zadania i wiedzieć, że ich działania odniosą odpowiedni skutek. Dlatego niestety do nich trzeba mówić jak do dużych dzieci i używać słów: „Bardzo byś mi pomógł, gdybyś zrobił to i to…”. Na przykład: „Kochanie, jest łazienka i kuchnia do posprzątania, co wybierasz?” A rozrzucone rzeczy? Bądź dobrą żoną, zbierz wszystkie jego ciuchy i wrzuć do szafy. Za to nigdy, ale to nigdy nie poprawiaj po nim i nie mów, że nie domył podłogi.
Mężczyzna to nie dziecko, żeby po nim sprzątać
Jeżeli to nie działa, zawsze możesz:
– wyłączyć Wi-Fi,
– zabrać wszystkie gazety motoryzacyjne.
Musi być podział obowiązków: ty zmieniasz pościel, mężczyzna ułoży pranie, ty ugotujesz obiad, a on kolację. Jeśli się nie zgodzi, spróbuj kiedyś powiedzieć: „Zrobię to wszystko sama, wieczorem będę marudzić i prawdopodobnie wyjdą mi kły lub padnę na stojąco ze zmęczenia. Nie będziesz mieć ze mnie pożytku i sam obejrzysz ten film. Co ty na to?”.
Nie warto i wręcz nie wolno odpuszczać, robić za niego lub poprawiać go. Ani zrzędzić! Ty masz dosyć, on ma dosyć… Nie rozwiązujecie problemu i nic się nie zmienia – poza zepsutym humorem. Przetestowane.
Ania- MayaBobo
3 marca 2017 @ 20:11
Temat rzeka. U nas naszczęście jest teraz jasny podział obowiązków sprzątaniowych i po 13 latach już nawet nie muszę pokazywać paluszkiem że brudne. Ale pamiętam doskonale czasy ciągłego wyręczania i zajmowania się wszystkim bo przecież kto zrobi i posprząta lepiej ode mnie? 😉 Uff, dzięki Bogu zmądrzałam a i mąż z czasem nauczył się sprzątać wedle moich standardów;-)
Ania Kalemba
23 lutego 2017 @ 18:16
Mocne! 🙂