Wiem gdzie znikają Twoje pieniądze. Mój eksperyment Cię zaskoczy!
Ja już wiem, gdzie znikają moje pieniądze, a Twoje? Zobacz mój eksperyment z kawą!
Efekt latte
Efekt latte (latte factor) został wymyślony przez Davida Bacha. Skąd ta nazwa? Przykładem tego zjawiska są ludzie, którzy codziennie kupują poranną czarną kawę w papierowym kubeczku na wynos, co, jak można policzyć, wydają codziennie po 10 złotych i generują spore wydatki. Tak naprawdę efekt latte możemy odnieść do wszystkich naszych „drobnych” wydatków, które stają się nawykiem np. gazeta, kawa, „coś słodkiego”, kanapka w pracy.
Właśnie efekt latte zainspirował mnie do eksperymentu, którego celem jest pokazanie, że wydając codziennie małe kwoty na drobne przyjemności można „uzbierać” pokaźną sumę. U mnie przykładem tego jest właśnie przysłowiowa kawa.
Od czego się zaczęło…
Ostatnio moje życie to jeden wielki maraton… Zresztą od dawna takie jest, ale jakoś ostatnio szczególnie odczuwam tą intensywność.
Z racji tego, że przedszkole moich dzieci znajduje się ok. 10 kilometrów od mojego domu (w dodatku po drugiej stronie miasta), to dojazd do przedszkola w godzinach szczytu zajmuje mi około godziny w jedną stronę. Sporo! Kilka lat temu wybieranie przedszkola integracyjnego dla Wika to była świadoma decyzja, bo wiedziałam, że tam będzie miał dobrą opiekę. Kiedy Radek pracował jeszcze w okolicy przedszkola dojazd nie był uciążliwy, ale odkąd już tam nie pracuje cała logistyka zaczęła nam szwankować – nie da się jej zmienić dopóki dzieci nie pójdą do szkoły… Dobrze, że moja praca wygląda tak, że mogę wziąć komputer i pracować gdzie chcę (o ile nie mam zdjęć lub filmów do przygotowania dla klienta). Często pracuję w kawiarniach. Przyznaję, że taka opcja ma też swoje dodatkowe, pozytywne aspekty dla freelancera, których nie da się przeliczyć na pieniądze – kontakt z ludźmi.
Często jest tak, że zawożę do przedszkola dzieci, później muszę zabrać je na inne zajęcia, rehabilitację, po czym przywożę i dowożę je do przedszkola na kolejne zajęcia, co jest uciążliwe. Jestem taksówką dla swojego dziecka. Żeby nie wracać do domu – ląduję w pobliskiej kawiarni z komputerem. I jak możecie się domyślić – nie siedzę w kawiarni o suchym pysku tylko zamawiam kawę, czasami bajgla, żeby nie paść z głodu… więc z umownej kawy wychodził dodatkowy wydatek na jedzenie.
Restrykcja?
Nie chodzi o to, żeby nie jeść i nie pić na mieście. Uwielbiam taką formę pracy czy też relaksu i będę pracować w kawiarni. Siedzenie w domu i praca czasami najzwyczajniej nie idzie w parze. Chociażby dla komfortu psychicznego i spotkania się z ludźmi takie wyjścia są wręcz wskazane.
Budżet
Wyjścia do kawiarni i jedzenie poza domem mam zaplanowane w swoim budżecie. Wiem jak nieplanowane wydatki i wydawanie regularnie małych kwot na kupowanie drożdżówki, soczków oraz innych, na pozór tanich rzeczy, mogą powodować finansowe problemy.
Eksperyment zrobiłam całkowicie świadomie. Celowo odpuściłam sobie liczenie i analizowanie wydatków, tak żeby można było w mierzalny sposób pokazać, że nie kontrolując się, można wydać setki złotych. Co prawda trudno mi było całkowicie zapomnieć o swoich nawykach. Zazwyczaj tak organizowałam sobie moje wyprawy do przedszkola czy na miasto, żeby mieć zawsze przy sobie kawę w kubku termicznym czy też jedzenie i przekąski w pudełkach.
Częstotliwość
Podzieliłam treść na dwie części.
Marzec – zobaczycie w tabelce ile wydałam kasy w barach „zapominając się” i nie licząc pieniędzy. Jedyne czym się kierowałam to moje podniebienie i zachcianki.
Nie policzyłam 47 zł ponieważ w tym dniu kupiłam kawę w ziarnach do ekspresu
Podsumowując – w marcu na kawę i „coś” do jedzenia wydałam 331, 50 zł.
Dlaczego tyle? Gdybym oprócz picia kawy nic nie jadła, to pewnie kwota byłaby trochę mniejsza. Ale siedząc kilka godzin w kawiarni człowiek ma to do siebie, że jest głodny i siłą rzeczy zamówi coś. Druga rzecz – w niektórych dniach kupowałam więcej niż jedną kawę (zdarzały się dwie i trzy w ciągu dnia). Gdybym prowadziła taki styl życia, to rocznie wydałabym – w zaokrągleniu – 4 000 złotych. To bardzo dużo, więc gdybym nawet nie brała bajgla pod uwagę to wyszłaby mi niezła kwota.
luty – zobaczycie jak wygląda moje wydawanie, kiedy panuje nad swoimi wydatkami, a jak wyglądała kiedy całkowicie odpuszczam… Chcę pokazać jak dużą różnicę widać w budżecie domowym. U mnie jest to z góry ustalone, bo na jedzenie i pracowanie na mieście pozwalam sobie dwa razy w tygodniu. Mam z góry oszacowany budżet i jest to maks 200 złotych, ale staram się oczywiście, żeby było jeszcze mniej
W lutym wydałam 80 zł.
Stare nawyki, planowanie posiłków dają mi spokój i opanowanie w cyferkach. Widać, że planowanie posiłków oraz branie ze sobą kawy w termosie czy też jedzenia w pudełkach ogranicza wydawanie kasy na „bzdety”.
Chodzisz do kawiarni z własną kawą?
Są u nas coworkingi które są za darmo, więc często korzystam z tej opcji
Normalnie budżet miesięczny na wydatki na kawę itp to – 200zł, więc 2400zl rocznie, gdy popuściłam hamulce w marcu, wydałam – 331,50zł, więc ok. 4000zł rocznie!!
A gdy mając zaplanowany budżet 200zł, zaplanowałam w lutym sobie posiłki – wydałam tylko 80zł, więc ok. 1000zł rocznie.
Czyli między wersją bez hamulców, a wersją z PLANOWANIEM mam ekstra 3000zł!!
Wskazówki dla Was
Myślę, że u osoby palącej łatwiej obliczyć ile wydaje kasy na papierosy. Z kawą i jedzeniem jest o tyle trudniej, że mamy przeświadczenie, że to drobne kwoty, które nie wpływają na budżet domowy.
Moja wersja jest dosyć ekstremalna i drugi raz świadomie nie chciałabym tyle wydać na kawę. Rozmawiając z moimi znajomymi i pytając o ich wydatki na jedzenie na mieście to mówili, że podwajają, a nawet potrajają tę kwotę. Przyznali mi, że wydawało im się, że są to tak drobne kwoty, że nie będzie to wpływać na ich portfel.
Jeżeli chodzi o mnie – są to kwoty, które są dla mnie czystą głupotą, ale rozumiem, że czasami specyfika pracy, rozmowy z klientami wymagają od nas tego, że wydaje się dużo na jedzenie na mieście. Ale to można wziąć „w koszta”.
Prywatnie nie chciałabym wydawać takiej sumy pieniędzy. Za tę kwotę można mieć na weekendowy wyjazd, bluzkę, czy też można uzbierać na fajny aparat. Dowolność… Zresztą każdy niech sobie sam zada pytanie – czy warto?
Tu chodzi tylko (albo aż) o przysłowiową kawę, ale jest mnóstwo rzeczy, które kupujemy i wpływają dosyć mocno na nasz budżet (np. jedzenie, gazety, słodycze, piwo, wino). Podliczając każdy produkt miesięcznie jestem pewna, że wyjdzie z tego niezła suma.
Czy będę pić kawę na mieście? Tak. Nie wyobrażam sobie żebym mogła tego nie robić – jest to moja przyjemność, odskocznia, kontakt ze światem. Wszystko jest dla ludzi i tak naprawdę dla mnie 400 złotych miesięcznie wydawane na kawę na mieście to będzie dużo, ale dla niektórych jest to akceptowalna kwota.
„Od życia w końcu coś mi się należy”
Pewnie o tym nieraz pisałam, ale jeszcze bardziej dotarło do mnie, że trzeba szukać przyjemności nie tylko podczas wydawania pieniędzy i wszystkiego, co jest z tym związane. Przyjemności to jazda na rowerze, czytanie książki, malowanie (gdybym tylko umiała ☺). Bo wydawanie pieniędzy może kojarzyć się z niezależnością, przyjemnością, ale to jest tylko na chwilę, bo kiedy ich nie masz to czujesz się nagi, zdołowany…
Choć powiem wam, że budowanie dobrych nawyków jest bardzo trudne. Powrót do starych przyzwyczajeń, wydawania i zapominania, że przyjemność nie jest tylko w kawie, przychodzi mi zdecydowanie łatwiej.
Jeżeli nie masz odłożonych pieniędzy to tak naprawdę nie stać cię na jedzenie na posiłki poza domem.
Rób kanapki, kawę i posiłki przygotuj do pracy. Wydawanie pieniędzy w restauracjach jest prostym przykładem na to, jak można popaść dołek finansowy, a nawet długi.
Oszczędzasz przez cały czas, jedziesz do sklepu na promocję, żeby kupić taniej ale później kupujesz sobie bluzkę bo „zaoszczedziłaś”? Albo oszczędzasz na jedzeniu, a zaraz kupujesz sobie sprzęt agd na kredyt? Takich przykładów jest mnóstwo. Oszczędzanie to czysta matematyka, nie ma metody na skróty. Dlatego tak ważne jest liczenie każdej wydanej złotówki, aby mieć świadomość gdzie Nam “znikają”.
Wojtek
4 maja 2018 @ 13:11
W efekcie latte jest jednak druga strona medalu. Ludzie bardzo często własnie zbyt często za dużą wagę przywiązują do drobnych wydatków typu „kawa na mieście” (która swoją drogą często bywą jedyną przyjemnością w ciągu dnia), a lekką ręką odpuszczają dziesiątki tysięcy złotych np. biorąc pierwszy lepszy kredyt hipoteczny przepłacając tym samym 30- 40 tyś w stosunku do konkurencyjnej oferty. Nie targują się kupując auto w salonie za 150 tys. ale kupując jabłka na targu na 3 zł będą stać i negocjować jakby chodziło o ich życie. W efekcie latte tak jak w wielu rzeczach w życiu nalezy też umieć znaleźć złoty środek.
Anna Bartnik | simplyanna.pl
26 kwietnia 2018 @ 18:28
Jak to dobrze, że mam daleko nawet do najbliższej kawiarni! A jeszcze lepiej, kiedy miałam zakaz picia kawy przez dwa miesiące. Świetne podsumowanie, Elwira – chyba niewiele osób zwraca uwagę na te niewielkie z pozoru kwoty, bo to tak „nie boli” ale w skali roku…wow!