O tym jak bycie mamą zrobiło ze mnie złą osobę
Piątek wieczór, wzięło mnie na sentymenty. Przeglądaliśmy z mężem zdjęcia z czasów, kiedy jeszcze nie mieliśmy dzieci. Zdjęcia różniły się od tych, które robimy dzisiaj. Ubrania wyglądały jak z Bravo, ale to nieważne. Piękny widok ‒ On i Ona, młodzi, szczęśliwi, a przede wszystkim… wyspani. Z dużym entuzjazmem podchodziliśmy do wspólnych planów, do naszej wizji rodziny. Snułam marzenia, że będziemy mieszkać w pięknym białym domku. Będę witać go w progu drzwi z ciepłym obiadem na stole. Z piękną fryzurą i uśmiechem numer sześć. Mąż, słysząc o moich planach, miał ogień w oczach, zachwycał się tą piękną wizją, a ze swojej strony obiecał mi pełne zaangażowanie w życie rodzinne i wspólne wycieczki camperem. Zauroczony wizją po paru miesiącach włożył mi na palec pierścionek zaręczynowy.
Nastąpiła chwila ciszy. Spojrzeliśmy na siebie. Miny zaczęły nam kwaśnieć jak po zjedzeniu cytryny. Patrzę na stertę prania w prawym rogu. W lewym rogu naczynia proszą o umycie, a na podłodze tory, jeszcze nie posprzątane po wieczornej zabawie w pociąg. Do cholery! Radek, coś tu chyba jest nie tak. Czy rodzicielstwo nas zmieniło?
- Wracam po pracy do pracy drugi etat. Trzeba ugotować, sprzątnąć, pobawić się z dziećmi. W swojej superzaradności jestem superbeznadziejna.
- Kiedyś gotowałam zupę codziennie. Teraz kupiłam pięciolitrowy garnek, żeby starczyło jej na kilka dni. Lub liczę na obiad od mamy.
- Kiedyś kąpałam dzieci codziennie, teraz tylko w dni nieparzyste. Przy pierwszym dziecku prasowałam, teraz naciągam pranie tak, żeby nie musieć dotykać żelazka.
- Już o 12 patrzę na zegarek i odliczam czas do pory spania.
- Poranne wstawanie. Zamiast promiennego: „dzień dobry” odwracam się na drugi bok i mówię: „daj mi spokój” lub udaję, że nie słyszę.
- Stałam się niewyrozumiała. Koleżanka singielka mówi: „nie mam czasu” lub „nie wyspałam się”, a ja w duchu myślę: „co ty wiesz o życiu”.
- Z drugiej strony ‒ stałam się bardziej tolerancyjna. Cudze wady zamieniam w zalety. Przecież nikt nie jest idealny.
- Kiedyś musiałam mieć wszystko na już i teraz. Nie było dla mnie rzeczy niemożliwych. Teraz zastawiam się dwa razy, czy warto przeć dalej. Za jaką cenę?
- A co najważniejsze ‒ macierzyństwo wyleczyło mnie z perfekcjonizmu. Kiedyś sprzątałam codziennie. Mycie podłóg ‒ tylko szmatą i na kolanach, bo dokładniej. Obiad? Zupa, drugie danie i deser. Na widok rozrzuconych butów w przedpokoju dostawałam białej gorączki. Rozrzucone zabawki powodowały u mnie ból głowy. Teraz mówię: „spokojnie, bałagan nie zając, nie ucieknie”. Stałam się sprytną panią domu. Wiem, co nie jest warte mojej energii.
..Tak sobie dumamy z małżonkiem na kanapie. Myślimy o naszym życiu, które, nie ukrywajmy, jest często trudne i bolesne, zwłaszcza z takim obciążeniem, jakie mamy. I wiecie co? Kiedyś byłam perfekcjonistką, szalałam na punkcie zdrowego odżywiania i książek Zawitkowskiego. Teraz nie jest idealnie, nie tak, jak sobie zakładałam. Na stole nie ma gorącego ciasta, dom nie lśni. Dalej lubię sprzątać, ale już nie angażuję się w to tak, jak kiedyś. Co prawda potykam się o zabawki, ale za to mam wesołą, rodzinę pełną miłości Bez spinania się.
GRUZZER
26 kwietnia 2017 @ 23:02
Bardzo dziękuję za zwięzłe i jasne wytłumaczenie tego tematu.
Ewa TK
23 kwietnia 2016 @ 20:08
O rany skąd ja to znam, jakbym czytała o sobie ale wiesz co nie zamieniłabym tego życia na żadne inne a tak powspominać to fajna sprawa ?
Jak ona to robi
25 kwietnia 2016 @ 21:28
Mam tak samo jak Ty 🙂
Eli Milamalim
19 stycznia 2016 @ 08:24
Moje plany były wielkie, teraz pozostało mi tylko wielkie serce:-). Ale ile w nim miłości :-* – damy radę ożywić te plany, tylko z lekkim opóźnieniem.
MotherWithPassion
22 października 2015 @ 18:10
Życie rodzinne weryfikuje wszystkie wcześniejsze założenia. Grunt to odnajdywać samą siebie w tym codziennym rozgardiaszu. A i tak, bez względu na to jak bardzo jesteś wobec siebie krytyczna to i tak Cię podziwiam, że dajesz radę i masz jaja!
Jak ona to robi
22 października 2015 @ 20:46
Mimo wszytko, staram się ich nie stracić 😀
Dzięki :*
m_madzia
18 października 2015 @ 11:21
Sama prawda 🙂
Ja też miałam swoje plany. Życie praktycznie wszystko zweryfikowało 😉
Jak ona to robi
22 października 2015 @ 20:44
Mam nadzieję, że dużo się nie zmieniło 🙂
Justek aka cacko_z_dziurką
9 października 2015 @ 13:53
Wesoła rodzina pełna miłości, to chyba największa nagroda za zmiany?
Jak ona to robi
10 października 2015 @ 13:45
Dokładnie, tak jak piszesz :*
aniamaluje
9 października 2015 @ 12:41
Uwielbiam Twojego bloga!
Jak ona to robi
10 października 2015 @ 13:44
Usłyszeć, takie słowa z Twoich ust….:) Dziękuję
Agnieszka
9 października 2015 @ 08:16
„Kiedyś musiałam mieć wszystko na już i teraz. Nie było dla mnie rzeczy niemożliwych. Teraz zastawiam się dwa razy, czy warto przeć dalej. Za jaką cenę?”
Trafiłaś w sedno. Ja też teraz wszystko analizuję zamiast przeć na oślep przed siebie i osiągać kolejne szczyty. Dziś „tu i teraz” ma dla mnie większe znaczenie niż parcie do przodu.
Jak ona to robi
9 października 2015 @ 08:21
Życie”tu i tera” jest szalenie trudne, zwłaszcza dla osób, które przez całe życie pędziły ;
) Ale, jest możliwe 🙂
Magda | Skrytka Magdaleny
9 października 2015 @ 07:45
Ja bym jeszcze dodała chodzenie w brudnych ciuchach. No bo po co się przebierać, jak za 3 godziny syn znowu uleje mi na bluzkę?! Toż to marnowanie proszku do prania by było 😉
Jak ona to robi
9 października 2015 @ 07:54
Jak mogłam o tym zapomnieć? 😉