Macierzyństwo sztywne jak kij w… tyłku
Siedzę sobie na kanapie i czytam kolejny ciekawy artykuł na temat wychowywania dzieci. Tym razem padło na bunt 3-latka i jego typową w tym wieku niezależność. Oprócz pewnych schematów, które powtarzają nam eksperci, to do wszystkiego trzeba mieć cierpliwość i czas, a więc czekać i czekać. Po cholerę więc kupuję te wszystkie książki i poradniki? Żeby ktoś napisał mi, że rozwiązaniem moich problemów jest cierpliwość? Taka porada kosztowała mnie 39 zł – dziękuję bardzo, ale sama to wiem! A mogłam za to kupić sobie jakiś sweter…
Jednak czytam dalej. Może książka mnie zaintryguje i dowiem się nowych rzeczy? Cały czas czytam, co dziecko powinno, a czego nie powinno… Głowa boli od słupków i warunków, jakie dziecko musi mieć w wieku 3–4 lat. Rzucam książkę, która trafia na kant półki i się rozwala. Ten szajs kosztował mnie 30 zł i się rozkleił. Co to za książka, która nie wytrzymuje frustracji rodziców?!
Powiem Ci coś o tych wszystkich książkach, które tak skrupulatnie czytam. Zaznaczam każdą mądrą wypowiedź, tak żeby zapamiętać coś na przyszłość dla siebie i zabłysnąć czasami w towarzystwie, ale zapominam o tym wszystkim tak szybko jak o zeszłorocznym śniegu… Co zrobić? Taka jestem, że lubię mieć drogowskaz, kierunek i rozkładać na czynniki pierwsze każdą mądrą wypowiedź psychologa. Tylko hola, hola, naprawdę nikt nie zna lepiej mojego dziecka niż ja sama. Każdy chce być ekspertem ds. czyjegoś życia, a tymczasem ma problem ze swoim życiem…
Zamiast czerpać radość z bycia mamą, to usztywniamy się z powodu przeczytanych opinii. Jesteśmy zbyt rygorystyczne wobec siebie i obwiniamy się, że za mało nie czytamy książek, że wszystkie dzieci czytają po angielsku, że może powinnyśmy więcej zabraniać, zmieniać… Wpadamy w spiralę poczucia winy.
Książki są dobre, tylko trzeba z nich umiejętnie korzystać, bo później jest tak, że więcej dziecko ma zakazów niż spontanicznego, radosnego dzieciństwa.
„Nie biegaj, nie skacz”
To utarło się nam jak amen w pacierzu. Bo się spoci, zmoczy, bo przeszkadza innym… I czasami nie chodzi o to, żeby nie biegać po sklepie czy restauracji, lecz na dworze czy po parku! Nawet plac zabaw przestaje być miejscem dla dzieci, bo ingerujemy w swobodną zabawę. A ja się cieszę, że dzieci są dziećmi.
„Nie maluj po stole, ścianach”
Dziecko powinno malować i rysować, bo to pobudza jego kreatywność i uczy go cierpliwości. To są niezaprzeczalne fakty. Więc co robisz? Pozwalasz dziecku malować: dajesz mu blok rysunkowy i niełamiące się kredki. Jednak to za mało, bo dziecko chce rysować nie na kartce, ale też po stole czy ścianach… I wtedy mówisz: „Nie rysuj tak!”, „Zostaw kredki”.
Przecież kawałek białej kartki to zdecydowanie za mało, a kredką inaczej się maluje na kartce i inaczej na stole. Mamo, nie wiedziałaś? W końcu artysta Ci rośnie!
Najlepiej zrobić dziecku kojec albo kupić matę przezroczystą na stół i ochronić stół przed nierównymi kreskami małego artysty – jak wolisz.
Je samodzielnie
Najgorzej! Dziecko samo je, a Ty możesz spokojnie usiąść i przejrzeć spokojnie ulotkę Lidla 😉 O zgrozo, dziecko samo zjadło zupę, ba, nawet umyło przed obiadem ręce! Chwila, chwila, pobrudziło sobie spodnie pomidorem… O nie, teraz znowu trzeba je przebierać, a za 10 minut musisz iść do pracy. „Jak zawsze musisz jeść nieuważnie”.
Lepiej zabierz dodatkowe spodnie i przebierz dziecko w przedszkolu. Albo nie! Po co przebierać, skoro zaraz się ubrudzi na zajęciach z plastyki? Mało masz w domu prania?
„Mamo, pomogę ci”
Dobrze. Cieszysz się i skaczesz z radości, jakbyś upolowała w Lidlu crocsy. Cieszysz się, że dziecko chce Ci pomóc. Podajesz mu szmatkę i wodę. Myje okno, podłogę, ale… Za bardzo się angażuje się i wiadro z wodą ląduje na dywanie zamiast na oknie. A na stole widzisz wielką ściekającą kałużę wody. „Daj, mama to zrobi, poprawi, a ty idź się pobawić”.
Och, nie lubię, gdy ktoś wpierdziela się do mojego życia! I sama nie robię tego u innych. Nie lubię wyciągać i oceniać ludzi na podstawie ułamka sekundy sytuacji, że dziecko zjadło słodycze albo biega po podwórku z butelką soku Kubuś, co gorsza: Kubuś Play. Ja widzę jedynie rozbrykane i szczęśliwe dziecko oraz mamę, która podobnie jak ja czasami grzeszy i zamiast owsianki woli pizzę. Chcemy mieć idealne dziecko, choć sami nie jesteśmy idealni. Chcemy mieć szczęśliwe samodzielne dzieci, a cały czas próbujemy je wyręczać.
Rzuć w pierun te wszystkie poradniki i zaufaj swojej intuicji! Przymknij oko na rozlany sok na bluzce czy porysowane ściany, bo one są tak naprawdę mało ważne 🙂
10 grudnia 2017 @ 15:36
Ja nie pracowalam w drugiej ciazy, bo zajmowalam się moją starszą coreczka, dbalam o siebie. Moja ciaza byla bez komplikacji a moj synek tez urodzil sie chory.
Nasza historia jest podobna.Maly tez po wylewie i z wadą genetyczna. Walcze o jego rozwój praktycznie od poczatku i przez pierwszy rok tez slyszalam ze przesadzam a moj syn na rok siedzial pomimo intensywnej rehabilitacji. Wierze ze duzo osiagniemy choc tak naprawdę martwię się co bedzie jutro. Twój blog bardzo mi pomaga,inspirujesz mnie do dalszego dzialania buzka
3 października 2017 @ 12:03
Też nie przepadam za głupimi komentarzami i poradami od ludzi, którym się wydaje, że wiedzą lepiej i muszą koniecznie to zakomunikować.
29 września 2017 @ 07:33
W sumie coś w tym jest 😉
25 września 2017 @ 09:25
Przeczytałam dwa teksty i jestem zachwycona. Zaskoczyło mnie jak to wszystko jest tak naprawdę proste i fajne w tym macierzyństwie. Wystarczy odpowiednie podejście i duża dawka cierpliwości.
22 września 2017 @ 08:58
Moja ulubiona internetowa Mamuśka! 🙂
21 września 2017 @ 09:40
Macierzyństwo poradnikowe dla mnie nie istnieje. Nigdy ich nie czytałam, nie przygotowywałam się tez do roli mamy. Wszystko przyszło naturalnie! I chyba dobrze na tym wychodzę, bo nie słyszę niezadowolenia z ze strony moich dzieci.