Narzekanie – nowa moda na macierzyństwo?
Kobiety niewątpliwie są niezastąpione i osiągają mistrzostwo w planowaniu. Gotując obiad lub odpoczywając na kanapie, planują:
urodziny, wyprawkę do szkoły, jadłospis, kolor butów, wakacje, szkołę, wizytę u dentysty, spotkanie przedszkolne, sprzątanie i to, kiedy będą mogły odpocząć. A w międzyczasie odpowiadają na 100 pytań, piszą maile, obierają ziemniaki, bawią się z dziećmi, wspierają męża, podają obiad, malują paznokcie…
Z mężczyznami jest trochę inaczej. Pewnie już zauważyłaś, że, kiedy prosisz swojego męża, by obrał ziemniaki, on najpierw poszuka w Google’u instrukcji obsługi, a kiedy już swoim inżynierskim wzrokiem rozpatrzy dokładnie wszystkie kroki, zabierze się do przygotowania obiadu. Broń borze nie można wtedy nic do niego mówić, bo każde wytrącenie z równowagi wydłuża operację. Choć obieranie ziemniaków przyszło mu „łatwo”, o posprzątaniu po sobie już zapomina, ale nie ma co się dziwić, przecież mu o tym nie mówiłaś.
Jak przystało na cierpliwą i dobrą partnerkę – wybaczasz. Wybaczasz raz, drugi, machasz ręką, aż do momentu, kiedy pojawi się dziecko. Dopada Cię nadmiar obowiązków, doba staje się jakby krótsza i zaczyna się… Nagle rosną Ci kły jak u wilkołaka, bo znowu czujesz, że on Cię nie rozumie. Nie sprząta, nie zajmuje się dzieckiem – w efekcie narasta w Tobie frustracja. Chcesz, żeby On popatrzył na świat w taki sam sposób jak Ty. A dla niego prośba wygląda jak wysłanie komendy do Dosa. Powiesz: „Ugotuj obiad” – ugotuje, ale już nie posprząta, bo przecież to inna komenda.
Narzekanie – nasz sport narodowy
Po trzech tygodniach siedzenia w domu serio miałam chwile, w których wątpiłam w to, czy jestem dobrą mamą, więc, aby nie zwariować, łączyłam się w bólu z innymi rodzicielkami, czytając śmieszne anegdoty i śmiejąc się ze wszystkich memów. Tylko że przeglądając strony i blogi doszłam do wniosku, że widzę wszędzie to samo, zmienia się tylko autor lub imię dziecka. Uświadomiłam sobie ze smutkiem, że internet jest pełen historii, które mają dowodzić, że matki pracują ciężej niż górnik w kopalni.Lubimy mówić, jak to mamy w życiu pod górkę i licytować się, kto ma gorzej.
Niewątpliwie trudno jest pogodzić obowiązki mamy, żony i jeszcze rozwijać się zawodowo. Pewnie, że przydałoby się, żeby partner ściągnął z naszych barków nieco obowiązków. Ale decydując się na macierzyństwo, wiedziałam, że będzie ciężko i że będę musiała przeorganizować swoje życie. To, że muszę wstać do dziecka, iść na rehabilitację, użerać się z bałaganem, to fakty – nie zmienię tego i nie mam na to wpływu. Skupiam się na tym, co mogę zmienić – ograniczam zadania, nie chce mi się gotować obiadu, to nie gotuję – idę kupić pierogi z Biedronki. Elastyczność i tolerancja wobec samej siebie stały się w moim życiu kluczowe. A czy te nasze dzieci są aż takie straszne? Przecież chcemy wychować je na szczęśliwych i dobrych ludzi?
Tak naprawdę kobiety nie lubią narzekać, to bezpośrednia konsekwencja frustracji wynikającej z braku pomocy ze strony rodziny, męża… Czasami winimy za wszystko siebie: „Nie poświęciłam czasu sobie, nie pobawiłam sie z dzieckiem, ale…” Nie bądźmy męczennicami, tylko ludźmi. Pozwólmy sobie na chwilę słabości. Mamy prawo do tęsknoty, smutku, szczęścia. Macierzyństwo jest cudowne, ale daje czasami w kość. Budujmy swoje przekonania na pozytywach, bo na pewno z każdej, nawet z pozoru beznadziejnej, sytuacji jest wyjście. Od dzisiaj doceniajmy to, co mamy!
Olga Komorowska
7 marca 2016 @ 08:23
Bardzo mądry tekst. Kobiety chcą być jak androidy. A przecież kupienie pierogów w Biedronce nie oznacza, że nie jesteśmy dobrymi mamami. Mieszkanie nie musi lśnić. Ale to narzekanie może być spowodowane presją społeczną. W księgarniach na półkach jest pełno poradników jak być dobrą matką i jak się nie dostosujesz, to zrobisz dziecku krzywdę na całe życie. Porady super pani domu, porady jak przyozdobić stół, jak upiec pyszne ciasto. Oglądając to i czytając można się zagubić i ugnieść pod ciężarem oczekiwań. Do tego jeszcze powinniśmy mieć uśmiech na twarzy, zgrabną zadbaną figurę itd. Powinniśmy jako kobiety umieć się wyluzować i pozwolić sobie na chwile słabości.
Turlu Tutu
1 marca 2016 @ 18:12
Ja też w kwestii doceniania siebie jest pierwsza na swojej liście. A co najlepsze chyba jedyna, bo inni mi mówią, że skoro tak łatwo mi to przychodzi, to mam to po prostu w naturze, więc nic mnie to nie kosztuje, a co za tym idzie nie zasługuje na docenienie:) Trochę mnie to bawi:) ale właśnie dlatego sama siebie doceniam, robię zawsze wszystko na sto procent, by wiedzieć, że zasłużyłam i że zrobiłam dobrą robotę. Sama od siebie wymagam i sama siebie nagradzam i jestem wolna od opinii innych i sporej garści kompleksów:)
Beata Redzimska
29 lutego 2016 @ 10:59
Swiete slowa. Narzekanie do niczego dobrego nie prowadzi i niczego nie zmieni. Cokolwiek zmienia jedynie zakasanie rekawow i cieszenie sie z owocow naszej pracy (a nie umiejszanie ich). Jestem mama, panuje nad domem, balaganem i jeszcze robie wiele innych rzeczy. Jezeli nikt inny tego nie doceni, to ja bede pierwsza, docenie siebie i pokaze innym droge. Pozdrawiam serdecznie Beata
Jak ona to robi
29 lutego 2016 @ 11:24
Brawo Ty. Wydaje mi się, że popadamy w skrajności w skrajność. Z cukierkowego obrazu macierzyństwa przechodzimy na narzekanie na nasz los i marudzenie pdt. „jak to jest nam źle” Trzeba mówić o swoich uczuciach, słabościach, ale trzeba znaleźć w sobie choć trochę siły i powiedzieć „tak, jestem super mamą” 🙂