Nie opieraj się tylko na ramieniu mężczyzny
Kim chcesz zostać, gdy dorośniesz? – zapytała mama
„Lekarzem.” – powiedziała 10 letnia dziewczynka
Poznajcie Kaśkę
Piętnaście lat później ta mała dziewczynka rzeczywiście idzie na medycynę i kończy ją z wyróżnieniem. Po studiach zakłada rodzinę – Wojtka poznała jeszcze jako studentka. Rodzi dzieci, dwójkę, tak jak sobie założyli na początku małżeństwa. Idzie na urlop macierzyński, jeden, drugi, kończąc na urlopie wychowawczym. Choć dzieci są dla niej całym światem, brakuje jej przestrzeni tylko dla siebie… Jednak ciągle słyszy: „Kochanie, nie mamy babć, na które można by liczyć, ty najlepiej zajmiesz się dziećmi”.
Chce zająć się w końcu karierą zawodową, ale co ma zrobić z maluchami, które jeszcze tak bardzo potrzebują obecności mamy? Jola szuka pomocy, żeby poradzić sobie w tej całej sytuacji, bo czuje, że cała odpowiedzialność za dom spoczywa tylko na niej. Potrzebuje wsparcia. W tym przypadku – męża. Mężczyzny, z którym mieli sobie nawzajem pomagać, troszczyć się o siebie, któremu obiecała, że będzie czynna zawodowo. Ale to było 5 lat temu, teraz wszystko się pozmieniało. Tak dobrze mu wracać do domu, w którym jest ciepłe jedzenie, a dzieci już dawno leżą w łóżkach. Ma z tego rezygnować? Nigdy!
Poznajcie Zośkę
Zośka prowadzi mały handmade. Całe życie marzyła o tym, by zajmować się rękodziełem. Urodzenie dziecka i urlop wychowawczy zmotywowały ją do tego, by zacząć robić to, co kocha. Nie musi jeszcze wracać do korporacji, ma to szczęście, że mąż dobrze zarabia i jest w stanie zainwestować w jej biznes. Ich relacja jest bardzo partnerska, mogą na siebie liczyć. Mąż motywuje ją, kupuje narzędzia, inwestuje pieniądze na „rozruch”, poświęca swój czas. A ona cieszy się, osiąga sukcesy. Jej produkty są doceniane, lubiane… Tylko pewność siebie nie rośnie, bo tak naprawdę to on nad wszystkim panuje. Ona nie ma czasu – zajmuje się domem i dziećmi. Przystała na taki model rodziny, chociaż wie, że dałaby sobie sama radę z tym biznesem. I w sumie nie wie co ma robić, bo chciałaby więcej znaczyć dla swojego męża i nie zajmować się tylko sprzątaniem i gotowaniem.
dr Google
Chciałabym poczytać o tym, jak to wygląda od strony psychologicznej. Dlaczego kobiety opierają się na ramionach swoich mężów i tak bardzo nie wierzą w siebie? Chciałam zrobić małe dochodzenie, ale niestety, ilekroć wpisałam zapytanie, widziałam tryliony artykułów na temat: „za każdym sukcesem mężczyzny stoi kobieta”. Jeżeli ma się układ partnerski, a związkowi towarzyszy rozmowa i zrozumienie i każda ze stron jest zadowolona, to jak najbardziej trzeba się nawzajem motywować, dopingować i cenić, a czasami nawet – opierniczyć, jeżeli może to pomóc w realizacji wspólnych celów…
Jednak nadal nurtuje mnie pytanie, dlaczego kobiety, próbując osiągnąć sukces, tak często potrzebują do tego mężczyzn? Dlaczego każda ze znanych mi osobiście kobiet wierzy w swoje siły tylko na tyle, na ile pozwala jej na to społeczeństwo? Gotowanie, praca w korporacji. A jak się wychyli – dostaje po głowie…
Dlaczego my, kobiety, bez względu na to, czy mamy dzieci, czy też nie, nie możemy zajmować najwyższych stanowisk, nie możemy chcieć więcej? Dlaczego otoczenie sprowadza nas do parteru – „Przecież masz męża, dom, dzieci…”? Dlaczego satysfakcję daje zarobienie na waciki, a nie na nowe auto z salonu lub wycieczkę na Bali? Przecież drzemie w nas taki potencjał! W czym niby jesteśmy gorsze od mężczyzn?
Pewnie musi jeszcze minąć bardzo wiele lat, aby zmienił się sposób postrzegania kobiet pracujących. Nie wierzymy w siebie i opieramy się na ramieniu mężczyzny. To nasi partnerzy wyręczają w wielu czynnościach. Niech to robią, dobrze, ale są pewne granice!
Ile razy mogłabyś coś zrobić sama – zapłacić rachunki, podliczyć budżet, zmienić koło? Ale przecież lepiej zrobi to mężczyzna – takie „trudne” rzeczy od razu wzbudzają nas w lęk i z góry, zupełnie świadomie, rezygnujemy z pewnych obowiązków.
Nie jestem lepsza, bo, jakby na to nie patrzeć, mam duże aspiracje, i gdyby nie układ partnerski, nie mogłabym realizować swoich planów (kto by się zajął dziećmi?). Ale wiem, że właśnie przez to, że mamy dzieci, wiele obowiązków spada na Radka. Często wynika to z braku czasu: „Przecież jemu pójdzie szybciej obliczenia Pit, a ja będę się męczyć przez kilka dni”. Wkurza mnie to strasznie, więc od dzisiaj zaczynam też brać na siebie takie obowiązki. Niech trwa dłużej, niech mi nie wychodzi od razu, ale będę samodzielna, a na koniec powiem:
Tak, da się!
Rafał
21 stycznia 2016 @ 11:55
W takich sytuacjach zawsze się zastanawiam, dlaczego ktoś chce powiedzieć – „tak, da się, potrafię”? A nie ma też tak, że są rzeczy, które częściej robi kobieta? Bo po prostu robi to lepiej, bo ma ku temu lepsze predyspozycje? To jest zwyczajne uzupełnianie się i świadomość, że nie musi się umieć wszystkiego, bo po co? 🙂
Te dwie historie pokazują brak dojrzałości tych kobiet (prawdopodobnie też ich mężów) i problem komunikacji w związku. Jeśli ktoś nie potrafi postawić granic, tym samym rezygnuje z własnego szczęścia. To nie jest więc głównie problem partnera – „bo mu dobrze” (chyba, że dochodzi do przemocy psychicznej), ale kobiety, która się na to godzi. Wiem, że aspekt psychologiczny sprawia, iż to jej jest ciężko się przemóc, bo… trzeba dojrzeć. Trzeba zrozumieć, że moje potrzeby są ważne tak samo jak te drugiej strony i znaleźć kompromis. Dodatkowo – w przypadku Zosi – zastanawiam się, czy ona chce tyle pracować, czy chce być po prostu doceniona, co wnioskuję po słowach „chciałaby więcej znaczyć dla swojego męża”. Sama praca tego nie zmieni, a rozwój ich relacji. To bardzo ciekawy temat, nad którym można długo dyskutować. Dobrego dnia. 🙂
Magda Książek
13 stycznia 2016 @ 11:04
Mam koleżankę, która jest prawdziwą bizneswoman, prezesem i właścicielem dużej firmy o technicznym profilu. Osiągnęła dużo i zarobiła bardzo dużo i wiesz co? Ona uważa, że to nie było warte chwil które straciła z dziećmi. Nie widziała pierwszych kroków, ma trójkę dzieci, każde z innym facetem, bo nie udało się utrzymać związków. Taki sukces to wiele wyrzeczeń. Myślę, że wiele kobiet po prostu nie jest na nie gotowych. Wiele z nas woli mieć szczęśliwą rodzinę i „jakąś tam” karierę niż odwrotnie. Wszystko to kwestia priorytetów 🙂
Magda Książek
13 stycznia 2016 @ 11:05
A! Teraz wynajęła firmę, aby mieć 2 lata urlopu. Mówi, że zarobi mniej, ale będzie miała czas i nie może się już tego doczekać 🙂
Żelikowska | Angelika Berdzik
12 stycznia 2016 @ 22:22
To u mnie jest całkiem na odwrót. Wszystko robię ja, bo taka ze mnie zosia-samosia. Sama rozliczam PITy, ogarniam sprawy administracyjne, rachunki, przelewy, terminy u lekarzy, dom, dziecko, zakupy, życie. Nawet te „męskie” obowiązki często, chociaż staram się dawać szansę mojemu mężowi. Niech się wykazuje chłopak 😉 Jestem w naszym domu (a mieszka z nami też teść) osobą najczęściej bywającą na strychu i w piwnicy, najczęściej używającą śrubokrętów, taśm, młotka, pilników i czego tam jeszcze. I nie przeszkadza mi to, bo to lubię. Czasami K. ma do tego „ale”, że przecież mogłam poczekać na niego itp., ale ja to po prostu lubię. Wychowywałam się w babskim domu i musiałyśmy sobie radzić, więc i kobiece, i męskie zajęcia są dla mnie normalne. Ale to nie jest tak, że mi mąż do niczego nie potrzebny, albo że to on się świetnie ustawił bo ja wszystko robię. On trzyma nad tym wszystkim pieczę, bo ja jako DDA miewam spore problemy z organizacją, odpowiedzialnością i paradoksalnie zaradnością. Jak mam źle poustawiane priorytety to wszystko leży i kwiczy, więc mój mąż pilnuje mnie, zachęca, koryguje i pomaga we wszystkim, w czym potrzebuję pomocy, co zazwyczaj jest po prostu stwarzaniem mi przestrzeni do działania. W naszym małżeństwie to on jest głową, ale to nie znaczy, że ja jestem mniej ważna albo patologicznie podległa – jak to niektórzy rozumieją. Myślę, że staramy się działać mądrze i z wzajemnym szacunkiem nawet jeśli kwestią jest tak trywialna rzecz jak mycie garów czy zmienianie pieluchy dziecku.
Wydaje mi się, że może dopiero następne pokolenie, albo i dopiero pokolenie naszych wnuków zacznie się poruszać w tych kwestiach zupełnie inaczej. My jesteśmy mimo wszystko owocem tego, co siali nasi dziadkowie i pradziadkowie, gdzie baby miały się zajmować dziećmi, a chłopy pracą. Zanim zajdą znaczące zmiany kulturowe musi dojść do wymiany pokoleniowej 😉
Ps. 10-letnia dziewczynka nie może iść 5 lat później na medycynę 😉 15-latek nie przyjmują 🙂 Taki tam błąd logiczny 😀
Jak ona to robi
12 stycznia 2016 @ 22:38
Generalnie ja zarządzam domem, ale są pewne rzeczy który nie dotykam. Czasami wynika z mojego lenistwa lub brak czasu. Bo po co mam , to zrobić skoro on zrobi to szybciej. 😉 Zaczyna mnie, to denerwować, bo miesiące lecą a ja nadal nie nauczyłam się np. dobrze obsługiwać aparatu. 🙂
Zmiany kulturowe muszą nastąpić, ale czasami się zastanawiam, czy po prostu nie zaakceptować faktu. że pewne rzeczy wychodzą lepiej nam lepiej niż facetom. a co raz cześciej widzę, że kobietom ciężko jest pogodzić wszystkie aspekty życia czyli bycie mamą, żoną, kochanką i dobrym pracownikiem. Tzn. ja wiem, że się da. Ale chyba po jakiś czasie następuje wypalenie.
P.S.
Dzięki za czujne oko 😉 Tak to jest jak się pisze wpis z dzieckiem na kolanie 😉