Recepta na wszytko, która nie działa
Bierzesz na siebie miliony obowiązków, bo masz nadzieję, że zdążysz ze wszystkim na czas. Dzieci cię nie widzą, bo wolny czas musisz spędzić w pracy. Mąż, zamiast patrzeć Ci wieczorem czule w oczy, układa kolejnego pasjansa, dopijając ostatni łyk piwa. Na pytanie „Jak się czujesz?” odpowiadasz: „Jest dobrze”. Lodówka pusta, widać jedynie światełko… „Jest dobrze!”
Wchodzisz na swoje konto, a tam pustki i pajęczyna w rogu. Od dawna nie otrzymujesz zleceń. Ale przecież „jest dobrze”. Mąż nie wraca do domu? „Jest dobrze!”
Mogłabym to zdanie powtarzać jak mantrę. Przecież pracuję, dbam o rodzinę, o idealnie przygotowane śniadania, o dobrą prezentację i staranną realizację zlecenia dla klienta. Telefon wiecznie nie pozwala mi zjeść gorącej zupy. Albo telefon, albo dzieci. Zmagam się z chorobami. Uwalonymi od serków ciuchami. Jeszcze mąż… Od samego wymienia zadań dostaję zadyszki. Ale przecież jest dobrze. Cholera, wiem, że muszę zwolnić. Zatrzymać się. Czasami jednak jestem leniwa i czekam na kogoś, kto złapie mnie za rękę, posadzi na krześle i krzyknie „Ogarnij się!”.
Czemu zamiast jasno stawiać granice i powiedzieć, że nie dajemy rady, upieramy się, żeby żyć w zakłamanej rzeczywistości?
Czy to wychowanie i życie w iluzji powoduje, że na czarne mówię białe? Na złe ‒ dobre? Czy to presja otoczenia ‒ więcej, mocniej dalej? Co nie pozwala przyznać się do tego, że najzwyczajniej nie radzimy sobie z emocjami, z pracą… Bycie ekspertem bywa teraz hot i trendy, jak moglibyśmy nie sprostać wymaganiom społeczeństwa?
Wypisuję się z trendu „Jest dobrze”. Od jakiegoś czasu zamiast akceptować wszystkie wymagania klienta potrafię pokazać swój punkt widzenia. Kiedy dzieci doprowadzają mnie do szału i każdy krzyk sprawia, że mam wrażenie, że zaraz oszaleję ‒ wychodzę, żeby ochłonąć. Nie mam weny do blogowania? Czytam książkę lub Pudelka. Jeżeli czegoś nie wiem – mówię o tym. Nie obrażam się, nie krzyczę na męża – rozmawiamy.
Asertywność to podstawa – dzięki niej jestem spokojniejsza, radośniejsza. Nadal jestem optymistką, bo wydaje mi się, że z pozytywnym nastawieniem do świata żyje się lepiej, ale nie mam siły i chęci udawać, że jestem supermenką i zniosę wszystko.
Kasia Szreder
18 lipca 2015 @ 08:23
Prawda jest taka, że to nasze życie i my musimy się z nim „bujać”. Małe zmiany często pozwalają zdziałać cuda. Jeśli na przykład podzielimy się obowiązkami z mężem to co się stanie? Pomarudzi i pogodzi się ze swoim losem, a może i doceni.
Magda Baranowska
16 lipca 2015 @ 09:36
To jest jedyne słuszne podejście, kiedy ma się na głowie zbyt wiele! Wdrażam to od jakiegoś czasu, ale i tak zdarza mi się czasem nie dostrzegać, kiedy przeginam i padam wyczerpana nie wiadomo kiedy.
jedz z apetytem
15 lipca 2015 @ 10:56
Najwazniejsze to zdac sobie sprawe z tego, ze trzeba zwolnic!
Jak ona to robi
15 lipca 2015 @ 10:58
Masz rację.Ja cały czas mam gdzieś z tyłu głowy „zwolnij” „nie przesadzasz” Ale, czasami się nie da. Dlatego bardzo ,lubię weekendy w trybie off line 🙂
Angelika Berdzik
15 lipca 2015 @ 08:42
Nauczyłam się tego będąc w ciąży z Don F. Taka byłam „hej do przodu”, że w ciągu 3 dni zaliczyłam dwa szkolenia, trzy spotkania i w międzyczasie robiłam dość duży, wymagający projekt z tych „na wczoraj”. Spałam chyba 6 godzin w ciągu tych wszystkich dni, więc mniej więcej dwa dni po weekendzie zgięło mnie w pół i musiałam dwa tygodnie leżeć. Wtedy zrozumiałam, że nie muszę tak pędzić, że nie muszę „dać rady” ze wszystkim. i że powinnam przyznać, że czegoś nie chcę, nie mogę, nie potrafię itp. Od tamtej pory zmieniłam trochę filozofię życia, presja otoczenia mnie już tak nie zabija 😉
Jak ona to robi
15 lipca 2015 @ 10:49
Kiedy urodziłam Wika, to przez trzy lata ganiałam po lekarzach i rehabilitacjach. Było, to wyczerpujące i stresujące bo musiałam łączyć obowiązki z pracą zawodową i głównie po godzinach. Ale, przecież „Dam radę” Po kilku latach w ciągłym stresie, odpuściłam i jest mi z tym dobrze. Teraz robię, to na co mam ochotę.
Olga Pietraszewska
15 lipca 2015 @ 08:28
Ja też coraz częściej zamiast powtarzać: jest dobrze, daję radę, mówię sobie: ogarnij się, zwolnij, odpocznij. Świat się póki co nie zawalił, a ja dzięki temu zaczynam odzyskiwać kontrolę nad swoim życiem.
Jak ona to robi
15 lipca 2015 @ 10:52
Brawo! Nie wiem jak u Ciebie, ale u mnie na początku wydawało mi się, to ciężkie do wdrożenia, ale teraz potrafię automatycznie analizować sytuacje.